Argentyński futbol gangsterski

Mecze stały się dodatkiem do wojen, w których mafiozi udający kibiców mordują się w walce o zyski.

Publikacja: 23.07.2013 01:11

Policja na miejscu strzelaniny między skonfliktowanymi gangsterami Boca Juniors przy stadionie San L

Policja na miejscu strzelaniny między skonfliktowanymi gangsterami Boca Juniors przy stadionie San Lorenzo de Almagro

Foto: AFP

Ta wojna od 2000 roku pochłonęła na stadionach i w okolicach blisko 80 ofiar. Tylko w ostatnich dwóch miesiącach – trzy. Nie ma tygodnia bez bitwy, gróźb, walk o klubowe flagi i szaliki czy takich nalotów, jaki ostatnio chuligani Independiente zrobili swojemu prezesowi, obrzucając go krzesłami i opluwając, gdy zaczynał walne zgromadzenie członków klubu.

Po poprzedniej śmierci, miesiąc temu, pierwszy raz od kiedy istnieje liga, wprowadzono zakaz przyjmowania kibiców gości. Ale to nic nie dało, bo nie trzeba już ważnego meczu, żeby ginęli ludzie.

W niedzielę wieczorem polskiego czasu dwie osoby zostały zastrzelone w wewnętrznej bitwie kibiców Boca Juniors. Główna grupa barras bravas, jak się w Argentynie nazywa takie klubowe gangi, walczyła z opozycją. Okazją był przedsezonowy sparing z San Lorenzo de Almagro, czyli klubem, który dziś jest znany przede wszystkim z tego, że kibicuje mu papież Franciszek.

Dwie rywalizujące o wpływy grupy ścięły się ze sobą już kilka dni temu, nie było tajemnicą, że dogrywkę zrobią sobie w niedzielę, próbując opanować na stadionie San Lorenzo trybunę gości. O tym, że może tam dojść do starcia, pisał wcześniej m.in. dziennik „Clarin”.

Ale policja była bezradna. Bitwa trwała 30 minut, padło ponad 100 strzałów. Jedną ofiarę znaleziono na miejscu walki. Drugie ciało ktoś wyrzucił z samochodu przed wejściem do szpitala Santojanni. Do innych szpitali w Buenos trafiło sześciu rannych, jeden w bardzo ciężkim stanie. Z tych sześciu osób cztery miały przy sobie broń.

Policji udało się zatrzymać na miejscu tylko jedną osobę, i znów wrócą oskarżenia, że policjanci są współwinni, a nieudolność odreagowują na stadionach brutalnością. W czerwcu kibic Lanus zginął od postrzału z broni gładkolufowej, gdy policja próbowała przerwać bitwę.

Nie ma nikogo, kto uderzyłby pięścią w stół. Prezydent Cristina Kirchner rozgrywa sprawę piłkarskich gangsterów tak jak jej to politycznie wygodne, federacja piłkarska albo się ich boi, albo robi z nimi interesy. Prezes Julio Grondona każdemu panu służy, zaczął już w latach 70., jako człowiek junty, w demokracji też sobie poradził, jest ważnym członkiem FIFA, ekspertem od finansów. Na ostatni mundial w RPA grupa przywódców barras bravas leciała razem z reprezentacją, jej trenerem Diego Maradoną i całą wierchuszką federacji.

Na kluby tym bardziej nie ma co liczyć. Prezesów, którzy mają odwagę głośno sprzeciwić się barras, można policzyć na palcach jednej ręki. Takie gangi działają w niemal każdym klubie i nie o futbol im chodzi, tylko o zyski. Argentyński futbol to organizacyjna ruina, kraina lewych kas i układów. Kluby osłabły tak bardzo, że są często wydmuszkami. Piłkarzy nie kupują na własność, bo taniej jest ich wypożyczyć od funduszy inwestycyjnych, które chcą swojego zawodnika wypromować i sprzedać z zyskiem do swojej kieszeni. A wpływom barras ulegają do tego stopnia, że gangsterzy przejmują nie tylko handel biletami, stadionową gastronomię i parkingi, ale też udziały w prawach transferowych piłkarzy (w 2007 roku jeden z liderów barras River Plate zginął podczas kłótni o podział prowizji), a nawet ściągają haracze z klubowych pensji.

Zwykli kibice coraz głośniej wzywają, by zrobić porządek z barras i z całym futbolem, bo gangi kwitną w chaosie.

Ale na razie reakcje władz na ostatnią strzelaninę ograniczają się do leczenia objawów: rząd chce, by w zaczynającym się za dwa tygodnie sezonie też obowiązywał zakaz wyjazdowy.

Ta wojna od 2000 roku pochłonęła na stadionach i w okolicach blisko 80 ofiar. Tylko w ostatnich dwóch miesiącach – trzy. Nie ma tygodnia bez bitwy, gróźb, walk o klubowe flagi i szaliki czy takich nalotów, jaki ostatnio chuligani Independiente zrobili swojemu prezesowi, obrzucając go krzesłami i opluwając, gdy zaczynał walne zgromadzenie członków klubu.

Po poprzedniej śmierci, miesiąc temu, pierwszy raz od kiedy istnieje liga, wprowadzono zakaz przyjmowania kibiców gości. Ale to nic nie dało, bo nie trzeba już ważnego meczu, żeby ginęli ludzie.

Pozostało 84% artykułu
Piłka nożna
Kto chce grać z Rosjanami w piłkę?
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity od Citibanku można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Piłka nożna
Jerzy Piekarzewski. Tu zawsze brakuje 99 groszy do złotówki
Piłka nożna
Stefan Szczepłek: Trzeba dbać o pamięć Kazimierza Deyny, ale nikt nie chce pomóc
Piłka nożna
Wraca portugalska szkoła. Manchester United wybrał nowego trenera
Materiał Promocyjny
Sieć T-Mobile Polska nagrodzona przez użytkowników w prestiżowym rankingu
Piłka nożna
„Fryzjer” na wolności. Były szef piłkarskiej mafii opuścił przedterminowo więzienie