W poprzednim sezonie Legia ogłosiła, że jest samowystarczalna. Z wpływów za bilety, transferów piłkarzy i pieniędzy z kontraktów telewizyjnych jest w stanie utrzymać się bez kolejnych pożyczek. Przed obecnym sezonem ogłoszono, że budżet warszawskiego klubu wzrósł do 100 milionów złotych. Lech, który ma się ścigać z Legią o mistrzostwo Polski, ma dwa razy mniejsze możliwości finansowe.
Ten rok może być przełomowy. Prezes Bogusław Leśnodorski nie zapowiada budowy nowego Bayernu Monachium, ale chciałby zrobić z zarządzanego przez siebie klubu markę rozpoznawalną w Europie. Nikt Legii z Europą nie będzie jednak kojarzył, jeśli nie uda jej się awansować do fazy grupowej któregoś z europejskich pucharów. Gdyby piłkarzom Jana Urbana udało się dostać do Ligi Mistrzów, finansowa przepaść między Legią a innymi klubami mogłaby się jeszcze pogłębić. Budowę europejskiej marki najlepiej zacząć od stworzenia potęgi na skalę lokalną.
– Awans do fazy grupowej Ligi Europejskiej to dla nas plan minimum. Wszystko zależy od losowania, ale nie stoimy na straconej pozycji, także jeśli chodzi o Ligę Mistrzów. Ewentualne wpływy z tych rozgrywek oczywiście nie są uwzględnione w budżecie, dlatego po awansie obudzilibyśmy się w innej, dużo lepszej rzeczywistości – mówi „Rz" trener Jan Urban.
Na razie rzeczywistość nie rozpieszcza. Za mecze z New Saints oraz udział w kolejnej rundzie kwalifikacji Legia otrzyma 260 tysięcy euro. Gdyby udało jej się zakwalifikować do czwartej rundy eliminacyjnej, premia byłaby już dużo wyższa – 2,1 miliona euro. Awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów UEFA premiuje nagrodą 8,6 miliona euro. To jest roczny budżet najbogatszych klubów w Polsce.
– Pieniądze w Legii już teraz są największe w ekstraklasie. Gdyby drużyna trenera Urbana spełniła marzenia kibiców, pociąg Legia zacząłby uciekać innym ligowcom. My z Wisłą do Ligi Mistrzów nie weszliśmy, ale regularnie występując w Europie, też powiększyliśmy przewagę nad krajowymi rywalami, także finansową – mówi „Rz" Kamil Kosowski.