Była 93. minuta meczu Bayernu Monachium z Manchesterem United w finale Ligi Mistrzów. Manchester wyrównał chwilę wcześniej, zrobiło się 1:1 i zanosiło na dogrywkę. Mistrzowie Anglii grali jednak do końca, po rzucie rożnym wykonywanym przez Davida Beckhama, piłkę nieczysto trafił Teddy Sheringham, ale spadła pod nogi Solskjaera, który z pięciu metrów wepchnął ją do bramki.
Tamten gol i tamten tytuł najlepszej drużyny w Europie w 1999 roku dały miejsce w historii norweskiemu napastnikowi. To był jeden z ulubionych piłkarzy Alexa Fergusona, sam Solskjaer nie ukrywa, że marzy, by w przyszłości poprowadzić Manchester United jako trener. Jutro zobaczymy go na ławce podczas meczu norweskiego Molde z Legią Warszawa w trzeciej rundzie kwalifikacji Ligi Mistrzów.
Kariera Solskjaera jest dziwna. Był prawdopodobnie najlepszym rezerwowym świata. Bardzo szybko pogodził się ze swoją rolą. Wspominał, że tylko raz pogniewał się na Fergusona, iż nie zagrał od pierwszej minuty i gdy niezadowolony wszedł na boisko, zagrał poniżej swojego poziomu.
Twarz dziecka
Później starał się wykorzystać każdą minutę gry, dawał zmiany zmęczonym kolegom i często odwracał losy meczu. Nie tylko nie marudził, ale postanowił wykorzystać czas spędzony na ławce rezerwowych na słuchanie tego, co mówią trenerzy. Obserwował też grę przeciwnika, żeby wiedzieć, w który słaby punkt trzeba uderzyć po wejściu na boisko. W meczu z Nottingham Forrest grał ostatnie 12 minut, strzelił cztery gole.
Skuteczny był zawsze. W małym klubie Clausenengen, gdzie zaczynał karierę, w 109 meczach zdobył 115 bramek, przez dwa lata w Molde – w 42 spotkaniach zdobył ich 31. Molde kibicował od zawsze, to była najlepsza drużyna w okolicy, chociaż nigdy nie wywalczyła mistrzostwa Norwegii. Małe miasteczko Kristiansund, gdzie się urodził, jest jego ulubionym miejscem na ziemi.