Na boisku widzieliśmy reprezentantów kilku krajów, na ławkach trenerskich legendy. O kim mówiło się najwięcej i kto bił rekordy klikalności w internecie? Nie Juergen Klopp, Mohamed Salah, Sadio Mane czy Harry Kane, tylko młoda nieznana kobieta, która wtargnęła na boisko i przebywała na nim przez niecałą minutę.
Poza wyprowadzeniem w pole pracowników ochrony nie dokonała niczego wyjątkowego. Ubrana była w jednoczęściowy kostium kąpielowy maskujący nadwagę, nie rzucała się na szyję piłkarzom, została przez nich zignorowana, nie opierała się, kiedy sprowadzano ją z boiska. Osiągnęła swój cel, będący być może wynikiem niezrównoważenia, a może wprost przeciwnie – zdrowej kalkulacji.
Stała się sławniejsza niż strzelcy bramek w finale. Ponieważ na kostiumie miała wypisaną dużymi literami nazwę kanału na YouTube swojego chłopaka, zrobiła sobie i jemu darmową reklamę. W ciągu kilku godzin jej konto na Instagramie miało już ok. 2,5 mln obserwatorów, nim administrator je usunął. Fachowcy od marketingu uważają, że akcja modelki mogła mieć wartość ok. 4 mln dol. Jej chłopak, który w przeszłości też w taki sam sposób przerywał mecze, zarobił na promocji swojego kanału.
Takie rzeczy – niestety – zdarzają się coraz częściej. Ale fakt, że ludzi na całym świecie interesuje to bardziej niż sam mecz, ktoś z UEFA dał modelce w prezencie pamiątkowy bilet z finału, a dziennikarze piszą o zajściu więcej niż o piłkarzach, to jest dopiero nienormalne.
Mam takie wrażenie, że piłkarze stają się uzupełnieniem meczu, na którym najlepiej bawią się kibice. Wszystkie te licytacje, kto więcej rac wystrzeli, oprawy – mądre lub głupie, patriotyczne lub narodowe, dowcipne lub godzące w dobry gust – to przedsięwzięcia rozgrywające się obok meczu, który jest potrzebny jako tło do prezentacji. Bo kibice schowani pod płachtami materiału – sektorówek i malowanych obrazów – nie widzą, co dzieje się na boisku. Oni tylko chcą być równie ważni jak piłkarze.