Norweskie Molde to ostatni rywal, przed którym na drodze do Ligi Mistrzów nie trzeba drżeć, a nazwiska piłkarzy są dla przeciętnego kibica anonimowe. Jan Urban twierdzi, że do fazy grupowej tych rozgrywek dostać się łatwiej niż do Ligi Europejskiej.
Rzeczywiście – Legia, dzięki reformie Michela Platiniego, na pewno nie zagra z czwartą drużyną ligi angielskiej czy niemieckiej, trafi jednak na mistrza z kraju o niższych notowaniach. A to może oznaczać nie mniejsze kłopoty. 22 z 32 miejsc w fazie grupowej Ligi Mistrzów zostały zajęte przez drużyny, które nie potrzebują kwalifikacji, takie jak Bayern, Barcelona, Manchester United czy Juventus, ale także FC Kopenhaga i Anderlecht.
Dwie ścieżki
O pozostałe dziesięć miejsc walczą aż 54 zespoły, nie wszystkie jednak losowane są z tego samego koszyka. Po pierwsze, UEFA przewidziała ścieżkę mistrzowską – w niej gra Legia, gdzie mierzą się najlepsze drużyny z lig o niższych notowaniach.
Jest także ścieżka ligowa, gdzie grają ze sobą drużyny z najsilniejszych rozgrywek, którym nie udało się wywalczyć miejsca bez kwalifikacji. To tam na przeciwników czekają Arsenal, Milan czy Schalke. Legia na szczęście nie może trafić na tak mocnych przeciwników. Ze ścieżki ligowej do fazy grupowej trafi pięć zespołów, tyle samo z mistrzowskiej.
– Na tym etapie nie ma chyba co wskazywać lepszych i gorszych kierunków. Jeśli uda nam się wyeliminować Molde, zagramy o pełną pulę i zaatakujemy Ligę Mistrzów, ale to będzie naprawdę trudne, zmierzymy się z drużynami, które wiedzą, jak smakują te rozgrywki, nam niestety brakuje doświadczenia – mówi „Rz" trener Legii Jan Urban.