Takiej pary jeszcze nie było. Do króla śmieciarzy, właściciela Montpellier Louisa Nicollina, dołącza na francuskich salonach król nawozów – Dmitrij Rybołowlew, pan i władca AS Monaco.
Absolwent medycyny, kolekcjoner domów i miłośnik sztuki, fortuny (119. na liście „Forbes” – ponad 9 mld dolarów) dorobił się po upadku ZSRR. W branży chemicznej. Jest głównym udziałowcem Uralkali, największego producenta potażu. Prowadzi interesy z Chinami, Indiami i Brazylią.
Nie usiądzie jak Nicollin podczas meczu na ławce rezerwowych. Rzadko udziela wywiadów. Nie opowie więc, jak wyszedł cało z kilku zamachów i uciekał z Rosji przed mafią, nie pochwali się, jak starszej córce kupował na 18. urodziny dwie greckie wyspy. Nie będzie ani słowa o miłości do deski surfingowej, ani żadnych wynurzeń o rozwodzie, którego zażądała żona, gdy nakryła go w jacuzzi z modelkami. Kiedy w grudniu 2011 roku kupował AS Monaco, stojący nad przepaścią drugoligowiec był cieniem drużyny, która siedem lat wcześniej grała w finale Ligi Mistrzów. W futbolu Rybołowlew działa jak każdy krezus: wymachując pieniędzmi i kusząc wysokimi pensjami. A dzięki zwolnieniom podatkowym w Monaco jest w lepszej sytuacji niż katarscy właściciele Paris Saint-Germain.
Realowi proponował ponoć 100 mln euro za Cristiano Ronaldo, a samemu piłkarzowi najwyższe zarobki na świecie – 23 miliony rocznie. Nic z tego nie wyszło, ale lista transferów i tak wygląda imponująco: 60 mln euro za Kolumbijczyka Radamela Falcao z Atletico Madryt, kolejne 70 milionów za dwójkę z FC Porto – Kolumbijczyka Jamesa Rodrigueza i Portugalczyka Joao Moutinho, poza tym reprezentant Francji Jeremy Toulalan sprowadzony z Malagi i kilku innych tańszych zawodników (Eric Abidal i Ricardo Carvalho przyszli za darmo). W sumie prawie 150 mln euro wydane lekką ręką. Claudio Ranieriego nie zastąpił na razie Roberto Mancini, ale przy pierwszej wpadce może dojść i do włoskiej wymiany na stanowisku trenera.
Są tacy, którzy Rybołowlewa piętnują i oskarżają o niszczenie rynku, jak dyrektor Borussii Dortmund Hans-Joachim Watzke. Ale są i tacy, którzy ten wyścig zbrojeń chwalą, jak minister finansów Francji Pierre Moscovici, nazywający politykę transferową Monaco podkręcaniem atmosfery.