Męska część wsi Schodnia w gminie Ozimek raz na dwa tygodnie uczestniczy w pielgrzymkach. Na początku, zaraz po tym, jak Sobota podpisał kontrakt ze Śląskiem Wrocław, zdarzało mu się kupić sto biletów dla znajomych i krewnych, żeby zapewnić sobie wsparcie z trybun. Teraz Schodnia na mecze do Wrocławia jeździ już sama, a to, że o małym Waldku zrobiło się głośno, stanowi dla niej powód do dumy.
- Rzadko chwalę zawodników indywidualnie, ale wszyscy widzieliśmy, w jakiej formie był Sobota. Gratulacje – mówił po meczu z Danią w Gdańsku Waldemar Fornalik. Sobota strzelił jednego gola, biegał za dwóch, walczył za trzech. Chwalił go nie tylko selekcjoner, w zachwytach rozpływali się także piłkarze, z Jakubem Błaszczykowskim i Robertem Lewandowskim na czele, a kiedy piłkarz Śląska schodził z boiska tuż przed końcem meczu, publiczność pożegnała go brawami na stojąco.
Przed pierwszym gwizdkiem Fornalik powiedział Sobocie, żeby grał, jak w Śląsku. W tym sezonie to nie tylko najlepszy zawodnik swojego klubu, ale całej ekstraklasy. W lidze idzie średnio, bo Śląsk nie potrafił wygrać żadnego z czterech dotychczasowych meczów, ale w kwalifikacjach Ligi Europejskiej sobota jest prawdziwym liderem. W wyjazdowym meczu z Clubem Brugge strzelił dwa gole i zapewnił drużynie awans do kolejnej rundy. Czuje, że jest w formie, zachwycili się nim nie tylko Belgowie, we Wrocławiu podobno regularnie pojawiają się agenci klubów Bundesligi. Cena miliona euro, jaką piłkarz ma wpisaną w kontrakt to dla Zachodu wyprzedaż. Już oficjalnie mówi się o tym, że Sobota zostanie w Śląsku tylko na dwa mecze z Sevillą o awans do fazy grupowej Ligi Europejskiej, później pojedzie podbijać świat. W Niemczech byłoby najłatwiej, zna język, ma podwójne obywatelstwo.
Sobota dużo czasu stracił w niższych ligach. Ojciec pracował w hucie w Ozimku, Waldek grał w tamtejszym klubie – Małapanew. Był najmłodszym i najlepszym strzelcem drużyny, która jednak nie potrafiła utrzymać się w czwartej lidze. Następne dwa lata spędził w KS Krasiejów, aż w końcu w którymś meczu wypatrzyli go przedstawiciele Górnika Zabrze. Nie zdecydowali się na transfer, ale o piłkarzu zrobiło się głośno i zainteresował się nim drugoligowy MKS Kluczbork. Sobota powoli wspinał się w hierarchii, stał się gwiazdą, do dzisiaj numer „2" z którym występował jest w tym klubie zastrzeżony. W końcu, w 2010 roku, trafił do Śląska Wrocław. To tam Ryszard Tarasiewicz zmienił mu pozycję przesuwając z ataku na skrzydło. Stwierdził, że właśnie tam Sobota jest w stanie najwięcej dać drużynie korzystając ze swojej szybkości.
- We Wrocławiu się rozwinąłem. Wywalczyliśmy mistrzostwo Polski, ciągle jesteśmy na podium – mówi Sobota, który zazwyczaj miał miejsce w pierwszym składzie także u kolejnych trenerów. Orest Lenczyk miał trochę zastrzeżeń do jego niskiego wzrostu, ale już u Stanislava Levy'ego niski pomocnik stał się jednym z liderów drużyny. W reprezentacji zadebiutował u Franciszka Smudy w 2011 roku w spotkaniu z Bośnią i Hercegowiną. Strzelił nawet zwycięskiego gola, ale nie potrafił przekonać do siebie selekcjonera. Powołania od Fornalika otrzymywał regularnie, ale zawsze był piłkarzem rezerwowym. Spotkanie z Danią było pierwszym, w którym trener zdecydowanie na niego postawił. Teraz mówi się o nim, jako zawodniku, który może poprowadzić kadrę do zwycięstwa w meczu z Czarnogórą.