Warto grać w Premiership. Krainie, nad którą słońce nie zachodzi. Nowy kontrakt telewizyjny przez trzy najbliższe sezony da klubom 5,5 mld funtów. Mistrz Anglii zarobi 100 mln. Dotychczas dostawał 60, teraz tyle trafi do najgorszego zespołu.
Eksperymentalny system Hawk-Eye podpowie sędziom, czy piłka minęła linię bramkową. Kamery pokażą wywiady w mixed zonie, do szatni na razie nie wejdą, ale kto wie, jak długo jeszcze będzie się trzymał ten ostatni bastion prywatności.
Finansowe Fair Play kazało klubom uważniej oglądać każdego funta, ale na arabskich właścicielach Manchesteru City wciąż nie robi wrażenia. Na czterech piłkarzy wydali równowartość 111 mln euro: 40 na Brazylijczyka Fernandinho z Szachtara Donieck, 26 na Czarnogórca Stevana Joveticia z Fiorentiny i 45 na hiszpańską dwójkę z Sevilli – Alvaro Negredo oraz Jesusa Navasa. Do Juventusu odszedł Carlos Tevez. Głową za brak trofeów zapłacił trener Roberto Mancini.
Manuel Pellegrini, który z biednym Villarrealem potrafił awansować do półfinału Ligi Mistrzów, a z zadłużoną Malagą do ćwierćfinału, dostał drogą zabawkę, ale czy będzie umiał ją obsługiwać? Chilijczyk obiecuje atrakcyjną grę, ale żadnych deklaracji nie składa.
Seksowny futbol, jak mawiają na Wyspach, ma dominować również w Londynie. Jose Mourinho zna smak zwycięstwa w Premiership, ale Chelsea, z którą zdobył dwa tytuły w 2005 i 2006 roku, była innym klubem. Dziesięć lat temu Roman Abramowicz chwalił się swoją fortuną, dziś potrafi odpuścić walkę o Radamela Falcao czy Edinsona Cavaniego i inwestować w młodzież.
– Mam tytuły, mam pieniądze, ale potrzebuję wyzwań. Nic mnie bardziej nie motywuje – przekonuje Mourinho. Na jego pierwszą konferencję po powrocie do Londynu przyjechało 250 dziennikarzy z całego świata. – 13 lat temu wydawało mi się, że umiem wszystko. Teraz wiem, że tak nie jest. Uczę się każdego dnia – przyznaje Portugalczyk.