Mógłby w niej grać sam, gdyby nie to, że nie jest obywatelem Unii Europejskiej. W październiku skończy dopiero 24 lata.
Od początku wzbudzał kontrowersje. Gdy w 2008 roku przyleciał do Monachium z tytułem odkrycia roku w Brazylii, w Niemczech wybuchła debata na temat dysproporcji w zarobkach. – Kiedy najbogatszy klub kupuje za kilkanaście milionów euro nastolatka i oferuje mu dochody, których większość głów rodzin nie osiągnie przez lata ciężkiej pracy, to coś tu nie gra – grzmiał szef niemieckiego parlamentu Norbert Lammert.
Miał rację. Breno na boisku pojawiał się rzadko, zbierał czerwone kartki i leczył kontuzje, był wypożyczany do Norymbergi. Wpadł w depresję, podpalił wynajętą willę. W czerwcu ubiegłego roku został skazany na trzy lata i dziewięć miesięcy pozbawienia wolności. W więzieniu spędził 13 miesięcy. Zwolniono go za wzorowe zachowanie.
– To był trudny czas. Bardzo się zmieniłem, jestem inną osobą. Wiele się nauczyłem. Jestem bardzo szczęśliwy, że Bayern nadal we mnie wierzy – nie ukrywa Breno. Będzie pracował w klubie pięć godzin dziennie, a potem wracał do celi. – Breno jest członkiem wielkiej rodziny Bayernu. Chcemy mu pomóc wyjść z kłopotów – tłumaczy prezes klubu Uli Hoeness, który sam też ma problemy z prawem, oskarżono go o unikanie płacenia podatków.
Selekcjoner reprezentacji Brazylii Luiz Felipe Scolari chce, by niemieckie władze pozwoliły Breno wrócić do kraju i kontynuować karierę. – Wszyscy popełniamy błędy, każdemu należy dać drugą szansę – uważa Scolari.