Wdowczyk zrobił z Pogoni niezłą drużynę, jak na polską ligę. Nic dziwnego, że po trzech zwycięskich meczach z rzędu na stadion przyszła rekordowa w tym sezonie liczba widzów: około 10 tysięcy. Czekali na kolejny sukces, musieli oglądać wysoką porażkę.
Czterech bramek Pogoń nie straciła od powrotu do ekstraklasy. Pecha miała jednak wyjątkowego. Górnik zdobył prowadzenie już w 9. minucie, więc Adam Nawałka mógł powiedzieć to, co zwykle mówią trenerzy w takiej sytuacji: „mecz nam się dobrze ułożył”.
Do przerwy nie udało się odrobić strat, więc Wdowczyk wstrząsnął szatnią jak to on potrafi i Pogoń wracała na boisko z nadziejami. Ale sytuacja się powtórzyła. Obrońcy zaspali, po dośrodkowaniu Seweryna Gancarczyka Mateusz Zachara zdobył drugą bramkę.
Do końca pozostawało jeszcze ponad 40 minut gry i Wdowczyk uznał, że nie ma na co czekać. Wpuścił na boisko dwóch ofensywnych graczy: Kameruńczyka Donalda Djousse i Ediego Andradinę. Tyle że trzy minuty później Edi został ukarany czerwoną kartką za faul na wychodzącym na czystą pozycję Sergeju Mošnikovie. Krzysztof Mączyński zdobył z wolnego za ten faul bramkę, więc w jednej chwili Pogoń straciła zawodnika i gola.
Siłą rzeczy całkiem się pogubiła, mogła stracić kolejne bramki, ale skończyło się na jednej i honorowym trafieniu Djousse. Pechowy mecz dla Pogoni, szczęśliwy dla Górnika, który jednak solidnie na pozycję w czołówce pracuje.