Dariusz Wdowczyk boleśnie przegrał w Szczecinie

Wysoka porażka Pogoni z Górnikiem to największa niespodzianka kolejki.

Publikacja: 07.10.2013 02:12

Wdowczyk zrobił z Pogoni niezłą drużynę, jak na polską ligę. Nic dziwnego, że po trzech zwycięskich meczach z rzędu na stadion przyszła rekordowa w tym sezonie liczba widzów: około 10 tysięcy. Czekali na kolejny sukces, musieli oglądać wysoką porażkę.

Czterech bramek Pogoń nie straciła od powrotu do ekstraklasy. Pecha miała jednak wyjątkowego. Górnik zdobył prowadzenie już w 9. minucie, więc Adam Nawałka mógł powiedzieć to, co zwykle mówią trenerzy w takiej sytuacji: „mecz nam się dobrze ułożył”.

Do przerwy nie udało się odrobić strat, więc Wdowczyk wstrząsnął szatnią jak to on potrafi i Pogoń wracała na boisko z nadziejami. Ale sytuacja się powtórzyła. Obrońcy zaspali, po dośrodkowaniu Seweryna Gancarczyka Mateusz Zachara zdobył drugą bramkę.

Do końca pozostawało jeszcze ponad 40 minut gry i Wdowczyk uznał, że nie ma na co czekać. Wpuścił na boisko dwóch ofensywnych graczy: Kameruńczyka Donalda Djousse i Ediego Andradinę. Tyle że trzy minuty później Edi został ukarany czerwoną kartką za faul na wychodzącym na czystą pozycję Sergeju Mošnikovie. Krzysztof Mączyński zdobył z wolnego za ten faul bramkę, więc w jednej chwili Pogoń straciła zawodnika i gola.

Siłą rzeczy całkiem się pogubiła, mogła stracić kolejne bramki, ale skończyło się na jednej i honorowym trafieniu Djousse. Pechowy mecz dla Pogoni, szczęśliwy dla Górnika, który jednak solidnie na pozycję w czołówce pracuje.

Słabości Podbeskidzia w Bielsku-Białej nie wykorzystał Lech, bo sam jest słaby. Wicemistrzowie Polski zremisowali 0:0 z jedną z ostatnich drużyn w lidze, której trener Czesław Michniewicz może lada godzina stracić pracę. Zresztą, to nie jego wina, że Podbeskidzie gra poniżej wygórowanych ambicji jej kibiców. Słabi piłkarze to i słaba drużyna. W poprzednim sezonie miała przynajmniej króla strzelców ligi Roberta Demjana. Dziś nie ma tam zawodników, po których inne kluby ustawiałyby się w kolejce.

W Lechu kryzys trwa, bo taki remis to porażka. Przed tygodniem poznaniacy ledwie pokonali innego słabeusza – Widzew, mimo że grali z przewagą jednego zawodnika od 3. minuty. Kontuzje piłkarzy nie tłumaczą trenera. Ten problem ma niemal każdy klub.

Innego rodzaju mecz odbył się we Wrocławiu. Orest Lenczyk, który przed tygodniem rozpoczął pracę w Lubinie i pechowo przegrał pierwszy mecz z Jagiellonią, teraz miał nadzieję na triumfalny powrót na stadion Śląska. Przed rokiem zdobył z tą drużyną tytuł mistrza, a we wrześniu jego miejsce zajął Stanislav Levy. Nie ma nic piękniejszego, niż pokazanie poprzedniemu klubowi, że popełnił błąd, nawet jeśli miał powody do zwolnienia trenera.

Nie udało się. Zagłębie od początku sezonu gra nadspodziewanie słabo, Lenczyk ma ten stan zmienić i nie wiadomo, czy mu się uda. Jeśli nawet, to nie w ciągu dwóch tygodni.

Dzisiejszy Śląsk, też grający w kratkę i z widmem bankructwa w oczach, jest jednak nieco lepszy od finansowego potentata, czyli Zagłębia i stojącego za nim KGHM.

Wydarzenia w tym meczu przypominały to, co działo się w Szczecinie. Najpierw szybki gol dla Śląska, potem drugi, zaraz na początku drugiej połowy i czerwona kartka dla obrońcy Zagłębia Dorde Čotry. Trudno odrabiać dwubramkową stratę, mając o jednego zawodnika mniej.

Warto odnotować zwycięstwo Korony nad Zawiszą w Bydgoszczy 1:0. To pierwsza wyjazdowa wygrana kielczan od ubiegłego roku.

Piłka nożna
Floriani Mussolini. Piłkarz z prowokującym nazwiskiem
Materiał Promocyjny
Jak przez ćwierć wieku zmieniał się rynek leasingu
Piłka nożna
Rok 2025 w piłce. Wydarzenia, którymi będziemy żyli w najbliższych miesiącach
Piłka nożna
Gdzie zagra Cristiano Ronaldo? Wkrótce kończy mu się kontrakt
Piłka nożna
Marcin Animucki: Pieniędzy będzie jeszcze więcej
Materiał Promocyjny
5G – przepis na rozwój twojej firmy i miejscowości
Piłka nożna
Sukces kobiecej reprezentacji, porażka męskiej. Rok 2024 w polskim futbolu
Materiał Promocyjny
Nowości dla przedsiębiorców w aplikacji PeoPay