Pozycja Bońka rosła bardzo szybko, od początku pokazywał, kto jest od grania na fortepianie, a kto od jego noszenia. Odmówił zbierania sprzętu po treningu, chociaż należał do najmłodszych w drużynie. Stwierdził, że nie po to przyjeżdża na zgrupowania.
Łatwo zjednywał sobie ludzi, zwłaszcza tych, którzy godzili się na jego przywódczą rolę. W 1980 roku wstawił się za nietrzeźwym Józefem Młynarczykiem na lotnisku Okęcie, za co został zawieszony. Na szczęście dla kadry wrócił bardzo szybko, by na mundialu w 1982 roku być największą gwiazdą drużyny i wywalczyć trzecie miejsce.
Upór, mocny charakter i chęć bycia wielkim zaprowadziły go na szczyty europejskiej piłki. Kiedy trafił do Juventusu Turyn, zostawał po treningach, by nadrobić zaległości – jak zawsze gryzł, szarpał i wywalczył swoje. Życie piłkarza nauczyło go, że jeśli czegoś bardzo chce, to dostanie. Z Juventusem zdobył Puchar Mistrzów, Superpuchar Europy i Puchar Zdobywców Pucharów. Miał rzadką umiejętność błyszczenia w najważniejszych meczach, nie czuł presji, po prostu robił swoje. Mówiono o nim „Piękność nocy", bo świetnie spisywał się zwłaszcza w europejskich pucharach, a te mecze zawsze są wieczorem. Uczestniczył w pamiętnym finale na stadionie Heysel w Brukseli, kiedy mecz o Puchar Europy między Juventusem a Liverpoolem odbył się w cieniu tragedii. Boniek oddał premię na rzecz rodzin 39 ofiar zmiażdżonych na trybunach, a po meczu poleciał awionetką do Tirany, by zagrać w reprezentacji z Albanią (strzelił wówczas zwycięskiego gola, Polska wygrała 1:0).
Czas na biznes
Karierę skończył szybko, miał zaledwie 32 lata, od trzech sezonów występował w Romie. W Rzymie zakochał się z wzajemnością. Doskonale odnalazł się we Włoszech po zakończeniu gry w piłkę. Jest bogaty, niezależny. Jego nazwisko ciągle otwiera wszystkie drzwi. Piękny nocą Boniek włożył garnitur i błyszczał za dnia. Założył firmę Go & Goal, sprzedawał prawa telewizyjne, działał w reklamie i promocji.
W 1999 roku wrócił do Polski, jako wiceprezes PZPN za rządów Michała Listkiewicza. Był blisko drużyny Jerzego Engela, gasił pożary. Kiedy w trakcie mundialu w Korei (2002) polscy piłkarze zaczęli protestować w sprawie szklanek Coca-Coli, na których wykorzystano ich wizerunek, to Boniek doprowadził do spotkania i zapowiedział, że jeśli komuś nie podoba się marketingowa polityka federacji, może natychmiast wrócić do domu.
Olbrzymim sukcesem była też sprzedaż praw telewizyjnych do ekstraklasy Canalowi+, umowę ze stacją nazywano kontraktem stulecia, bo wynegocjowane pieniądze znacznie przewyższały wartość rozgrywek.
W latach 2004–2008 działał w Widzewie, próbując dźwignąć znad przepaści klub, w którym wystartował do wielkiej kariery. Był współwłaścicielem i członkiem zarządu, jednak nie spełnił marzeń kibiców, którzy myśleli, że będzie przede wszystkim sponsorem. Widzew był zadłużony, Boniek chwytał się brzytwy – współpracował między innymi z Wojciechem Szymańskim, który w Świcie Nowy Dwór Mazowiecki zapracował na fatalną korupcyjną reputację.
W końcu klub pozbył się długów, przekształcając się w nowy twór, wszystko w majestacie prawa. Jan Tomaszewski, który zarzucał Bońkowi jego łamanie, został skazany za zniesławienie.
Płacz ze śmiechu
W 2008 roku Boniek zrobił pierwsze podejście do przejęcia władzy w polskiej piłce, ale przegrał w konfrontacji z Grzegorzem Lato. Myślał, że otworzy umysły działaczy przez sam fakt, że zdecydował się wystartować w wyborach. To wtedy powiedział do Laty: „Masz rower, to pedałuj", a później przez cztery lata ochoczo krytykował działania nowego prezesa.
Żeby wygrać w 2012 roku podpisał pakt z diabłem. Wcześniej z Kazimierza Grenia często żartował, w Internecie bardzo popularny jest film, w którym kpi z działacza z Podkarpacia mówiąc, że na pewno byłby świetnym dyrektorem reprezentacji. – Jest znany w europejskiej piłce, zna kilka języków obcych – tłumaczył w jednym z programów telewizyjnych, po czym nie wytrzymał i zaczął płakać ze śmiechu.
Rok temu Greń nie był już taki śmieszny, może w Europie go nie znają, ale w Polsce jest w stanie przekonać każdego, by oddał głos na wskazaną przez niego osobę. Boniek ruszył z Greniem w kraj, przejechał tysiące kilometrów i dopiął swego – przejął władzę. Już nie przeszkadzało mu, że człowiek, który wprowadził go na szczyt środowiska zdominowanego przez „beton", nie mówi w obcych językach. Greń oczywiście aktywnie działa w nowym PZPN, jest członkiem zarządu.
Prezes wkracza teraz w nową erę, namaścił selekcjonera, a to znaczy, że bierze za niego odpowiedzialność. Mówi, że wszyscy, którzy chcą, by selekcjoner był z zagranicy, mają kompleksy.
Po meczu Polski z Anglią na Wembley wybrał się na trzy dni do Rzymu. – Każdy potrzebuje odpocząć. Poza tym muszę pójść do fryzjera. Do fryzjera chodzę tylko we Włoszech – stwierdził. Ciekawe co na to polscy fryzjerzy.