Złoty chłopiec z Rudawy

Adam Nawałka został w sobotę selekcjonerem reprezentacji Polski. Przed laty na boisku był taką samą nadzieją, jak dzisiaj jest na ławce trenerskiej.

Publikacja: 27.10.2013 20:54

Złoty chłopiec z Rudawy

Foto: ROL

Kwiecień 1977 roku. Polska gra w Budapeszcie towarzyski mecz z Węgrami. Trenerem od kilku miesięcy jest Jacek Gmoch. Zastąpił Kazimierza Górskiego, którego reprezentacja zdobyła w Montrealu (1976) srebrny medal olimpijski. Po złotym w Monachium (1972), srebrny uznano za porażkę. Na lotnisku Okęcie wracających z igrzysk piłkarzy celnicy sprawdzali ponad miarę, a Kazimierz Górski stracił pracę.

Jacek Gmoch miał przywrócić reprezentacji utracony honor, a to wiązało się z poszukiwaniem nowych zawodników. Rok wcześniej karierę w kadrze zakończył Robert Gadocha, na igrzyskach żegnał się Zygmunt Maszczyk, Leszka Ćmikiewicza Gmoch pomijał. Postawił na młodych. Gadochę miał zastąpić Stanisław Terlecki, na partnera, a z czasem może następcę Kazimierza Deyny Gmoch szykował Zbigniewa Bońka. Potrzebny był jednak ktoś taki jak Ćmikiewicz, defensywny pomocnik, który jak już przyczepi się do rywala, to pójdzie za nim nawet do toalety. Nawałka spełniał ten warunek i miał wyjątkowo dobre referencje.

W latach siedemdziesiątych szkółka piłkarska Wisły Kraków była najlepsza w Polsce. „Dziadek" Adam Grabka chodził po krakowskich placykach, patrzył na chłopców uganiających się za piłką i kto mu wpadł w oko, sprowadzał go do klubu. I ci chłopcy uczyli się nie tylko gry, ale i zachowań godnych sportowców. O szkółce było głośno nie tylko w Krakowie. Kiedy ojciec dwunastoletniego Adama Nawałki zobaczył, że w podkrakowskiej Rudawie, gdzie mieszkali (a nowy selekcjoner mieszka do dziś) syn jest lepszy od wszystkich rówieśników, zawiózł go do tej szkółki i oddał w wyjątkowo dobre ręce „Dziadka" Grabki.

Był rok 1969 lub 1970. W 1976 oglądałem finał mistrzostw Polski juniorów, w którym Wisła pokonała Odrę Opole 5:1. W Wiśle grali m.in. Adam Nawałka, Krzysztof Budka, Leszek Lipka, Michał Wróbel, Andrzej Iwan, Janusz Krupiński i Andrzej Targosz, syn znanego dziennikarza „Tempa" – Antoniego. Większość z nich awansowała do pierwszej reprezentacji Polski. W Odrze wyróżniał się bardzo wysoki pomocnik Roman Wójcicki. Dwa lata później on, Nawałka i Iwan pojechali na mistrzostwa świata do Argentyny.

W roku 1978 Adam Nawałka był taką samą gwiazdą jak Maryla Rodowicz i Czesław Niemen

Bramka w debiucie

Nawałka miał 17 lat, kiedy w maju 1975 debiutował w ekstraklasie. Trener Wisły Henryk Stroniarz, w przeszłości świetny bramkarz, także w reprezentacji, rzucał go od razu na głęboką wodę. Najpierw na mecz z Górnikiem, a za tydzień z Legią. W ataku Wisły grały same dzieci: Kazimierz Kmiecik, Zdzisław Kapka i Marek Kusto. Byli tak zdolni i dobrzy, że wszystkich trzech Kazimierz Górski zabrał na mistrzostwa świata do Niemiec (1974). Kapka i Kusto mieli wtedy po 20 lat, a ten pierwszy był już królem strzelców ligi.

Adam Nawałka miał więc szczęście i do trenerów, i do partnerów. Grał regularnie w reprezentacji Polski juniorów i w naturalny sposób awansował do pierwszej. Kiedy wiosną 1977 roku Jacek Gmoch powołał go na mecze z drugą drużyną Rumunii i pierwszą Węgier, Nawałka nie miał jeszcze 20 lat. Urodził się 23 października 1957 roku, dokładnie 10 lat po Kazimierzu Deynie i 17 po Pele. Dla piłkarza niezły dzień na urodziny.

Rozmowny jak Deyna

Mecz z Węgrami odbywał się na legendarnym Nepstadionie w Budapeszcie. Z dziennikarzy nadal pracujących pojechał tam wtedy tylko Dariusz Szpakowski z Polskiego Radia i ja – z tygodnika „Piłka Nożna". Relacje między dziennikarzami a piłkarzami i trenerami były nieco inne niż dziś. Wprawdzie Gmoch nazywał nas „szakalami", ale dziennikarz nie był wrogiem piłkarza. Jak ktoś nie miał złej woli, można było sobie współpracę ułożyć.

Gmoch powołał siedemnastu zawodników. Spytałem go, czy mogę potrenować w przeddzień meczu z kadrą i trener się zgodził, jak kilka razy Górski przed nim. Byłem więc z zawodnikami razem w hotelu, potem w olbrzymich szatniach Nepstadionu, gdzie wrażenie zrobiły na nas nie tylko przestrzenie, ale i skórzane fotele.

Rej w kadrze wodziła starszyzna. Jan Tomaszewski, Grzegorz Lato, Henryk Kasperczak. Włodek Lubański opowiadał o Lokeren, bo był jedynym piłkarzem w kadrze z zagranicznego klubu. Władysław Żmuda jak zwykle nic nie mówił, a Kazimierz Deyna mu w tym milczeniu wtórował.

Adam Nawałka był świadomy swojej roli. Odzywał się równie często co Deyna. Słuchał, mówił wszystkim dzień dobry i stale się uśmiechał.

Kiedy wyszliśmy na boisko, okazało się, że jako najmłodszy w kadrze i jedyny gracz z Wisły nie miał partnera do treningu. Gmoch powiedział, żebym się nim zajął. Ćwiczyliśmy więc w parze z Nawałką na Nepstadionie, a następnego dnia trener wpuścił go na boisko po przerwie, w miejsce pomocnika Ruchu Jerzego Wyrobka (zmarł wiosną, w wieku 63 lat). Dwie minuty później, w drugim kontakcie z piłką, Nawałka strzelił bramkę dla Polski. Nigdy później już mu się to nie udało.

Polska przegrała 1:2, ale dla Nawałki życie dopiero się zaczynało. Gmoch przetrzymywał go w kilku meczach na ławce, żeby mu się w głowie nie przewróciło, ale już widział go w drużynie na mundial. Zabrał Nawałkę na odbywające się rok wcześniej tournee po Ameryce Południowej, gdzie nastolatek z Polski grał przeciw Argentyńczykom, Peruwiańczykom i Brazylijczykom. Brał też udział w meczu z Portugalią w Chorzowie, decydującym o awansie Polski na mundial w Argentynie. To wtedy wzorcowo wyłączył z gry „mózg" Portugalczyków, grającego zawsze w rękawiczkach Alvesa. To był ktoś taki jak Andres Iniesta dziś.

To w tamtym meczu Kazimierz Deyna strzelił z rzutu rożnego bramkę dającą awans i został wygwizdany przez publiczność. Już wtedy Nawałka lubił się wyróżniać. Jeśli Polacy grali w czerwonych getrach, on zakładał na nie białe vskarpety za kostkę.

Piątka z Fidelem

Po takim sezonie „Piłka Nożna" przyznała mu tytuł „Odkrycie roku 1977". Uroczystość wręczenia dorocznych nagród odbywała się w restauracji „Kongresowa", w Pałacu Kultury, podczas Balu Piłkarza. Nawałka był wtedy najpopularniejszym piłkarzem młodego pokolenia. Ładny chłopak z blond grzywą, szczerym uśmiechem, coraz pewniejszy siebie. Na bal przyjechał z dziewczyną, ale inna przyszła tam z rodzicami i zaczęto plotkować, że tworzyliby z Nawałką najpiękniejszą parę w Polsce. Czy rzeczywiście coś wtedy między nimi zaiskrzyło – nie wiadomo. Dziewczyna była córką słynnej spikerki telewizyjnej Krystyny Loski i wiceprezesa PZPN Henryka Loski. Dziś znamy ją jako Grażynę Torbicką.

Pół roku później Adam Nawałka zdobył z prowadzoną przez Oresta Lenczyka Wisłą tytuł mistrza Polski i pojechał na mundial do Argentyny. Niemal nie schodził tam z boiska. Grał w pomocy z Deyną, Kasperczakiem, Bohdanem Masztelerem i Bońkiem. Wybrano go nawet do jedenastki świata zawodników młodego pokolenia.

Był wizytówką polskiego sportu, więc niemal natychmiast po powrocie z mundialu kazano mu się pakować. Został członkiem polskiej delegacji, która udała się do Hawany na światowy festiwal młodzieży i studentów. Z dnia na dzień stał się kolegą Maryli Rodowicz, Czesława Niemena, pianisty Janusza Olejniczaka, a z kosmonautą Mirosławem Hermaszewskim wymieniali się uwagami na temat mundialu i kosmosu. Ściskał rękę Fidelowi Castro i używał życia jak tylko dwudziestolatek może i ma prawo. Był jednym z najpopularniejszych młodych chłopaków w Polsce.

Wytrzymał to wszystko, nigdy nie słychać było, żeby „Nawałce odbiło" albo żeby „woda sodowa uderzyła mu do głowy". Zawsze na miejscu, zawsze uprzejmy, grzeczny. Ale to, że był dobry i popularny, być może wpłynęło na czas trwania jego kariery. Grał bez przerwy, za dużo, w rozmaitych drużynach, w meczach ważnych i nieważnych. Za dużo i nogi nie wytrzymały. Jego kariera reprezentacyjna skończyła się zaledwie po trzech latach od debiutu. Powinien bić rekordy meczów w koszulce z orłem, a licznik stanął zaledwie na 34. Po Gmochu powoływał go Ryszard Kulesza. W większości meczów Nawałka obok siebie miał zwykle Zbigniewa Bońka.

Kwiecień 1977 roku. Polska gra w Budapeszcie towarzyski mecz z Węgrami. Trenerem od kilku miesięcy jest Jacek Gmoch. Zastąpił Kazimierza Górskiego, którego reprezentacja zdobyła w Montrealu (1976) srebrny medal olimpijski. Po złotym w Monachium (1972), srebrny uznano za porażkę. Na lotnisku Okęcie wracających z igrzysk piłkarzy celnicy sprawdzali ponad miarę, a Kazimierz Górski stracił pracę.

Jacek Gmoch miał przywrócić reprezentacji utracony honor, a to wiązało się z poszukiwaniem nowych zawodników. Rok wcześniej karierę w kadrze zakończył Robert Gadocha, na igrzyskach żegnał się Zygmunt Maszczyk, Leszka Ćmikiewicza Gmoch pomijał. Postawił na młodych. Gadochę miał zastąpić Stanisław Terlecki, na partnera, a z czasem może następcę Kazimierza Deyny Gmoch szykował Zbigniewa Bońka. Potrzebny był jednak ktoś taki jak Ćmikiewicz, defensywny pomocnik, który jak już przyczepi się do rywala, to pójdzie za nim nawet do toalety. Nawałka spełniał ten warunek i miał wyjątkowo dobre referencje.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Piłka nożna
Legia z Pucharem Polski. Z kim zagra o Ligę Europy? Lista potencjalnych rywali
Piłka nożna
Stefan Szczepłek: Legia zdobyła Puchar Polski i uratowała sezon
Piłka nożna
Puchar Polski. Legia śrubuje rekord i ratuje sezon, Pogoń znów bez trofeum
Piłka nożna
W Liverpoolu zatrzęsła się ziemia, bo Alexis Mac Allister strzelił gola
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Piłka nożna
Finał Pucharu Polski na PGE Narodowym. Kamil Grosicki chce wygrać dla córki
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne