Kupienie jednego za trzy miliony byłoby strategicznie nierozsądne. Za duże ryzyko, mógłby się nie sprawdzić. Gdybym miał trzy miliony, wolałbym kupić trzech piłkarzy po milion. Zwróciłbym uwagę na jedno – po zakończeniu sezonu indywidualne nagrody odebrali Bartosz Bereszyński, Duszan Kuciak, Artur Jędrzejczyk i Jakub Kosecki. Miroslav Radović wyrósł nam na lidera, a Marek Saganowski był bardzo skuteczny. Teraz z tej grupy nie gra nikt. Nie ma cudów, żadna drużyna pozbawiona najważniejszych zawodników nie będzie grała jak z nut. Kupowaliśmy Tomka Jodłowca, Tomka Brzyskiego czy Łukasza Brozia jako solidnych zawodników, którzy uzupełnią kadrę w bardzo długim sezonie, a nagle okazuje się, że to podstawowi zawodnicy. Nie przewidywaliśmy też, że Wojtek Skaba będzie bronił bez przerwy... Wszystkie plany poleciały w kosmos. Ciągle walczymy, ostatnio piłkarze mają dietetyka i też stykają się z kimś takim po raz pierwszy.
Jak to? W Legii nie było dietetyka?
Piłkarze przyjeżdżali na trening na czczo albo jedli hot-dogi na Statoilu. Belgowie czy Szwajcarzy weszli na inny poziom bez żadnej magii, zrobili rzeczy oczywiste i zbierają plony. A u nas nie jesteśmy w stanie zbudować trzech ośrodków centralnych, gdzie sensownie szkolono by piłkarzy. Ale i tak zrobiliśmy wielki skok. Nieskromnie powiem, że Legia organizacyjnie nie ma się czego wstydzić. Ostatnio kilku naszych pracowników było w Londynie na warsztatach i 80 procent rzeczy, jakich dowiedzieli się od przedstawicieli klubów z całej Europy, nie było dla nich niczym nowym. Jesteśmy dalej, niż nam się wydaje, chociaż oczywiście mamy kilka wstydliwych problemów. Na przykład brak infrastruktury dla akademii.
Mówił pan przecież, że to będzie priorytet w pana pracy. Gdzie utknęliście?
Nadal uważam, że to najważniejsza rzecz do zrobienia. Nie zdawałem sobie sprawy, że większość klubów w Polsce to centrum rozgrywek polityczno- -społecznych. Administracja pewne rzeczy lubi robić po wyborach albo przed, albo w środku kadencji... Dla mnie to absurd, nigdy bym na to nie wpadł. Wiele osób uważa nasz projekt za sensowny, chciałoby mieć taki ośrodek u siebie w gminie czy dzielnicy. Ale nie mogę panu powiedzieć prawdy, bo oddalę się od rozpoczęcia budowy. Zanosi się na to, że ktoś wniesie do naszego projektu grunty, a my sfinansujemy budowę. To koszt 30 milionów złotych. Ostatnio mam poczucie, że przedstawiciele miasta starają się nam pomóc. Mamy wsparcie. Problemów jest jednak więcej. Jesteśmy dzisiaj jedynym klubem w Polsce, który nie dość, że płaci czynsz, to jeszcze podatek od nieruchomości. W żadnym normalnym mieście nie byłoby to wyobrażalne. W skali budżetu miasta ta kwota nie ma znaczenia, ale już słyszę lament, jaki by się podniósł, gdyby nas zwolniono z tej opłaty. Gra niewarta świeczki, stolica rządzi się swoimi prawami.