Kiedy Mourinho dowiedział się, że nie poprowadzi Manchesteru United, podobno poczuł się zdradzony przez Aleksa Fergusona. Miał nawet płakać, nie mogąc pogodzić się z decyzją.
„Myślał, że Ferguson poza sojusznikiem był też jego przyjacielem i ojcem chrzestnym. Był przekonany, że ich relacja oparta jest na bezgranicznym zaufaniu. Czuł, że sukcesy dają mu przewagę nieosiągalną dla żadnego innego kandydata. Gdy usłyszał, że Ferguson wybrał Moyesa, był zdruzgotany. Powtarzał: Przecież on nic nie wygrał!" – napisał w wydanej niedawno książce „Przygotowany na porażkę: Era Mourinho" Diego Torres, dziennikarz „El Pais".
Na Old Trafford szukali jednak trenera na lata, a nie człowieka, dla którego Manchester będzie tylko kolejnym przystankiem w bogatej już karierze. Moyes – nazywany szkockim MacGyverem, bo potrafi zrobić coś z niczego – wydawał się kandydatem idealnym. W Evertonie pracował 11 lat, Anglii dał wielu kadrowiczów. Ale w Manchesterze wyników oczekuje się od razu. Awans do fazy pucharowej Ligi Mistrzów bez porażki to za mało.
Czerwone Diabły zaczęły rok fatalnie. Przegrały trzy pierwsze mecze, odpadły z Pucharu Anglii. W Premiership okupują siódme miejsce, do prowadzącego Arsenalu tracą 11 punktów. Na głowę trenera znów posypały się gromy, że przespał letnie okno transferowe. Kupił tylko Marouane'a Fellainiego, starego znajomego z Evertonu. Belg ostatnio leczył kontuzję. Z błędów wyciągnięto konsekwencje, Moyes ma teraz podobno dostać na zakupy nawet 240 mln euro.
Kontuzjowani są także m.in. Robin van Persie i Wayne Rooney, w niedzielę na pewno nie wyjdą na boisko. – Wszyscy oczekują od nas zwycięstw i nie ma znaczenia, czy gramy ze Swansea u siebie czy z Chelsea na wyjeździe. Każda porażka jest postrzegana jako katastrofa. Nie boimy się Chelsea. Takie spotkania wydobywają z ciebie to, co najlepsze, bo koncentrujesz się na tym, by udowodnić ludziom, że byli w błędzie – mówi Darren Fletcher.