Na takich meczach można tylko stracić. Oczywiście pod względem wizerunku, bo z kim by nasza kadra nie grała i jacy przebierańcy nie założyliby koszulek z Orłem, dla PZPN to zarobek stu tysięcy euro. Jest transmisja, są widzowie, są i reklamy.
Gdybyśmy z Norwegią przegrali, piłkarzom i trenerowi dostałoby się okrutnie. Drużyna, którą Adam Nawałka zabrał na tydzień do Zjednoczonych Emiratów Arabskich z pierwszą reprezentacją nie miała wiele wspólnego, ale musiała występować pod szyldem „kadry A", bo tak mówi kontrakt z firmą sprzedającą prawa marketingowe. Porażka oznaczałaby kolejny spadek w rankingu i kolejny spadek humorów kibiców, którzy po zmianie selekcjonera liczyli na natychmiastową zmianę gry.
Norwegia wcale nie była taka słaba, miała w składzie kilku zawodników z lig zagranicznych oraz piłkarzy z kadry młodzieżowej, która na ostatnich mistrzostwach Europy w Izraelu przegrała dopiero w półfinale z Hiszpanią. Polacy w pierwszym składzie postawili na dwóch zawodników z pierwszej ligi – Rafała Leszczyńskiego z Dolcanu Ząbki i Macieja Wilusza z GKS Bełchatów. Kapitanem drużyny był Jakub Wawrzyniak, którzy uzbierał już 39 występów biało-czerwonej koszulce. Nawałka prosił, by nie deprecjonować jego piłkarzy nazywając składem ligowców, dla niego to była reprezentacja Polski i na szczęście po meczu nie musi się wycofywać ze swoich słów, ani czerwienić ze wstydu
Do przerwy: 14-2 w strzałach dla naszych. Polacy po niemrawym kwadransie wzięli się do pracy. Pierwszego gola strzelił Tomasz Brzyski, dwie kolejne bramki padły zaraz na początku drugiej połowy, a zdobyli je Michał Kucharczyk i Karol Linetty. Gdyby nie czerwona kartka, którą niesprawiedliwie zobaczył Łukasz Teodorczyk, drużyna Nawałki mogłaby swoje prowadzenie jeszcze podwyższyć, a tak musiała się zająć obroną, co na tym etapie przygotowań do sezonu kosztowało ją wyjątkowo dużo sił.
Gol Brzyskiego był pierwszym dla reprezentacji Polski prowadzonej przez Nawałkę, a także pierwszym od pięciu spotkań, bo nie udało nam się zdobyć bramki w kolejnych występach z Ukrainą, Anglią, Słowacją i Irlandią. Trudno mówić o wielkim przełamaniu, bo mecz z Norwegią nie miał wielkiego znaczenia. Nowy selekcjoner pokazał jednak, że inaczej podchodzi do tego typu spotkań. Pierwszych zmian dokonał dopiero na kwadrans przed końcem, chciał dokładnie zobaczyć, jak zespół funkcjonuje w zestawieniu, które wymyślił przed pierwszym gwizdkiem. Zapowiedział także, że – w miarę możliwości – w poniedziałkowym spotkaniu z Mołdawią wystąpi zupełnie inna drużyna.