Czarna Perła: nowa broń Chelsea

Samuel Eto'o - kłóci się, bije i zdradza. Ale z trenerem Jose Mourinho u boku Kameruńczyk może wrócić do wielkiego futbolu.

Publikacja: 25.01.2014 19:00

Samuel Eto'o. Jedna z twarzy afrykańskiego futbolu. Mistrz olimpijski z Sydney (2000), zwycięzca Puc

Samuel Eto'o. Jedna z twarzy afrykańskiego futbolu. Mistrz olimpijski z Sydney (2000), zwycięzca Pucharu Narodów Afryki (2000, 2002). Do akademii Realu Madryt trafił jako 15-latek. Z Barceloną (2006, 2009) i Interem (2010) wygrał Ligę Mistrzów. Od sierpnia w Chelsea. W marcu skończy 33 lata.

Foto: Rzeczpospolita

W ojczyźnie popularnością przebija prezydenta. Jest kimś takim jak Didier Drogba dla Wybrzeża Kości Słoniowej. Ikoną, legendą, wzorem dla milionów chłopaków uganiających się po brudnych ulicach za piłką. W Londynie na swój pomnik dopiero pracuje.

Może zająć to trochę czasu. Kiedyś powiedział, że wolałby sprzedawać orzeszki ziemne w afrykańskiej wiosce, niż grać w tak żałosnym klubie jak Chelsea. Kibice takich rzeczy nie zapominają, nawet jeśli strzelasz trzy bramki Manchesterowi United, przekreślając właściwie szanse rywali na obronę mistrzostwa Anglii. Musisz zrobić coś więcej, najlepiej dać drużynie trofea. Eto'o zdaje sobie z tego sprawę. – Nie jestem tu po to, by zdobywać gole, ale by pomóc Chelsea odzyskać tytuł – powtarza.

Biblia w szatni

Mourinho mówi, że to napastnik na specjalne okazje: błyszczy w ważnych momentach. Ale dwa poprzednie sezony spędził na futbolowej prowincji, w Dagestanie, licząc głównie zarobione pieniądze. Sulejman Kerimow, rosyjski oligarcha z branży paliwowej i właściciel Anży Machaczkała, uczynił go najlepiej opłacanym piłkarzem świata. Za samą grę Eto'o dostawał aż 20 mln euro rocznie. I to już po odliczeniu podatku.

Ale Kerimowowi pompowanie pieniędzy w swoją zabawkę się znudziło, wprowadził politykę oszczędności i dla takich zawodników jak Brazylijczyk Willian czy Eto'o zrobiło się w klubie za biednie. Obaj trafili do Chelsea. Kameruńczyk zgodził się na ponaddwukrotnie mniejszą pensję – około 8 mln euro rocznie. Podpisał kontrakt do końca sezonu.

– To nie była trudna decyzja. Znałem Mourinho z Interu, więc gdy pojawiła się możliwość przeprowadzki do Londynu, bardzo chętnie z niej skorzystałem – przyznaje. Kiedy był jeszcze zawodnikiem Barcelony, po twardych bojach z Chelsea w Lidze Mistrzów obiecał sobie, że nigdy nie zagra w klubie prowadzonym przez Portugalczyka. Nazwał go nawet gównem. – Bóg wie najlepiej, co dla mnie dobre. Chciał mi pokazać, że byłem w błędzie i dziś Jose znów jest moim przyjacielem i trenerem – tłumaczy.

Zapewnia, że wiara jest dla niego najważniejsza, pozwala mu przetrwać najcięższe chwile. – Kiedy w 2005 roku zremisowaliśmy z Egiptem i nie awansowaliśmy na mistrzostwa świata, zamknąłem się w szatni, wziąłem Biblię, modliłem się i czytałem psalmy – wspomina. Wierzy, że Bóg kieruje jego życiem i zawsze nad nim czuwał. Również wtedy, gdy jako 14-letni chłopak opuścił rodzinną Dualę i wyjechał do Francji.

– Jak wszyscy młodzi Afrykanie nie miałem papierów ani żadnych środków do życia. Grałem przez chwilę w Awinionie, a potem pojechałem do siostry do Paryża. Nie miałem dokumentów, więc nie mogłem iść do szkoły ani grać w klubie. Nie mogłem robić nic, całymi dniami siedziałem w domu. W końcu postanowiłem wrócić do Kamerunu. Ale kilka miesięcy później znów byłem w Europie i po przejściu testów znalazłem się z papierami i kontraktem w kieszeni w Realu Madryt – opowiadał parę lat temu o początkach kariery w rozmowie z „Le Monde", przy okazji debaty na temat handlu nieletnimi piłkarzami z Afryki, marzącymi o lepszym życiu.

Eto' o się udało, choć droga na szczyt była kręta. Pamięta pierwsze kroki w Madrycie, gdy w środku zimy przybył na lotnisko Barajas w krótkich spodenkach i T-shircie, samotny i przerażony. Na Real był jeszcze za młody i za słaby, trafił do rezerw, ale po spadku drużyny do trzeciej ligi musiał szukać nowego miejsca. Wypożyczano go do drugoligowego Leganes, potem Espanyolu i Mallorki. Podobno godziny dzieliły go w 2000 roku od transferu do Arsenalu, ale o pozostaniu na Majorce zdecydowała rozmowa z Luisem Aragonesem, ówczesnym trenerem zespołu i późniejszym selekcjonerem Hiszpanów. – To był przełomowy moment w mojej karierze. Kto wie, w którym byłbym dziś miejscu, gdybym wtedy poszedł do Arsenalu – twierdzi dzisiaj.

Na Majorce grał cztery lata. Chciałby tam wrócić przed zakończeniem kariery. – Mój syn bardzo mnie o to prosi – mówi. Z klubu odszedł, gdy pojawiły się problemy finansowe. Mógł przebierać w ofertach. Wybrał Barcelonę, Mallorca otrzymała za niego 24 mln euro. W Katalonii wyrósł na gwiazdę. Po podpisaniu umowy zapowiedział: – Będę biegał jak czarny, żeby żyć jak biały.

Moralność Kalego

Na punkcie koloru swojej skóry jest bardzo wyczulony. Z nietolerancją na stadionach walczy na swój sposób. – Kiedy wbiłem gola Saragossie, pobiegłem w kierunku tych, którzy mnie poniżali, i udawałem małpę. Innym razem zszedłem z boiska. A gdy strzeliłem bramkę Realowi, pokazałem zaciśniętą pięść – przypomina piłkarz o pseudonimie „Czarna Perła". Dla rasistów zawsze był łatwym celem, bo lubi prowokować. Podczas fety po pierwszym tytule na Camp Nou śpiewał: „Real, rogaczu, ukłoń się mistrzom".

Umie być miły i czarujący, ale niech nikogo nie zwiedzie ten słodki uśmiech. Eto'o skrywa za nim wybuchowy charakter. To typ niepokorny. W Barcelonie imponował skutecznością, ale chciał być najważniejszy. Nie liczył się ze wskazówkami Pepa Guardioli. – Nie mogłem brać na poważnie uwag człowieka, który nigdy nie był napastnikiem – otwarcie krytykował trenera. Psuł atmosferę w szatni, więc Guardiola bez wahania wymienił go na Zlatana Ibrahimovicia, dopłacając Interowi ponad 40 mln euro.

W Mediolanie u Mourinho godził się być nawet obrońcą. – Jesteśmy stworzeni, by razem wygrywać – przekonywał, puszczając w niepamięć dawne waśnie. A Portugalczyk dodawał, że łączy ich to, że po porażce w ważnym meczu nigdy nie wrócą do domu zadowoleni. Sprawdzać tego nie musieli, rządzili i we Włoszech, i w Europie. Wygrali Ligę Mistrzów, a Eto'o został pierwszym piłkarzem, który rok po roku z dwoma różnymi klubami zdobył potrójną koronę.

Złamany nos, wybite zęby

Swoim zachowaniem często przeczy wizerunkowi religijnego katolika. Tuż przed finałem LM z Bayernem oskarżono go o zmuszanie swojej kochanki do usunięcia ciąży. „Jeśli tego nie zrobisz, obetnę ci tę zakutą głowę. Wiesz co my, Kameruńczycy, jesteśmy zdolni zrobić kobietom, które sprawiają nam kłopoty" – miał grozić modelce pochodzącej z Senegalu, bo nie przyjęła do wiadomości tłumaczenia, że Eto'o ma już na utrzymaniu czwórkę dzieci i nie stać go na wychowanie piątego.

Śmiercią groził także jednemu z dziennikarzy („Następnym razem nie uciekniesz, zabiję cię") i byłemu agentowi. – Jego koledzy zdjęli mi buty. Tak w Kamerunie straszy się kogoś śmiercią – relacjonował menedżer. Reportera, który nazwał go analfabetą, uderzył z byka, łamiąc mu nos i wybijając zęby. Ale miał też gest – zapłacił za jego leczenie.

Rogera Milli nie pobił, ale jego dokonania podważył. – Nie zdobył mistrzostwa świata, był tylko w ćwierćfinale. Powinien się zamknąć – odpowiedział swojemu idolowi z dzieciństwa, kiedy ten zarzucił mu, że dla Barcelony i Interu zrobił więcej niż dla Kamerunu.

Z reprezentacją zdobył złoto na igrzyskach w Sydney (2000), ale świata nie podbił, bo w kadrze – niczym Robert Lewandowski – ma słabszych partnerów niż w klubach. Na mundialu 1998 był najmłodszy (17 lat i 3 miesiące), reprezentacja odpadła po fazie grupowej, tak jak cztery lata później w Korei i Japonii oraz w 2010 roku. Za awans na turniej w RPA sprezentował kolegom zegarki po 30 tys. euro, trener Paul LeGuen oddał mu ster, ale Kameruńczycy i tak z grupy nie wyszli.

Eto'o uważa, że piłkarski świat nie jest jeszcze gotowy na triumf zespołu z Afryki. We wrześniu ubiegłego roku ogłosił, że jego czas w reprezentacji już się skończył, ale po prośbach prezydenta Kamerunu zdanie zmienił. Wrócił na zwycięskie baraże MŚ z Tunezją, bramki jednak nie strzelił, nie omieszkał więc wypomnieć kolegom, że unikali podań do niego. Cały Samuel Eto'o. Do zobaczenia w Brazylii.

W ojczyźnie popularnością przebija prezydenta. Jest kimś takim jak Didier Drogba dla Wybrzeża Kości Słoniowej. Ikoną, legendą, wzorem dla milionów chłopaków uganiających się po brudnych ulicach za piłką. W Londynie na swój pomnik dopiero pracuje.

Może zająć to trochę czasu. Kiedyś powiedział, że wolałby sprzedawać orzeszki ziemne w afrykańskiej wiosce, niż grać w tak żałosnym klubie jak Chelsea. Kibice takich rzeczy nie zapominają, nawet jeśli strzelasz trzy bramki Manchesterowi United, przekreślając właściwie szanse rywali na obronę mistrzostwa Anglii. Musisz zrobić coś więcej, najlepiej dać drużynie trofea. Eto'o zdaje sobie z tego sprawę. – Nie jestem tu po to, by zdobywać gole, ale by pomóc Chelsea odzyskać tytuł – powtarza.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
Piłka nożna
Robert Lewandowski wśród najlepszych strzelców w historii. Pelé w zasięgu Polaka
Piłka nożna
Polska - Litwa 1:0. Drużyna, która nie daje radości
Piłka nożna
Czas napisać nowy rozdział. Kadra gra o mundial
Piłka nożna
Mundial 2026: Czy pod wodzą Thomasa Tuchela Anglia odniesie sukces? Znani wrócili do kadry
Materiał Promocyjny
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Piłka nożna
Ćwierćfinały Ligi Narodów. Na ostatniego rywala w eliminacjach mundialu Polacy muszą jeszcze poczekać
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń