Gwałtowne protesty trwają i mają zdominować słynny karnawał w Rio. 29 stycznia demonstranci sparaliżowali ruch pociągów i dworzec główny w Rio de Janeiro. Skandowali „Nie będzie mundialu" i „FIFA – zapłać za mój przejazd!". Z dobrym skutkiem zachęcali pasażerów, żeby przeskakiwali bramki i nie płacili za bilety. Doszło do starć z policją.
Inicjatorzy protestów, które raz po raz wybuchają w większych miastach Brazylii, skrzykując demonstrantów w Internecie, tłumaczą, że brazylijski mundial, podobnie jak igrzyska w 2016 r., kosztują majątek, a z inwestycji skorzystają wyłącznie zagraniczni turyści, kibice, skorumpowani urzędnicy i angażujący się w imprezę przedsiębiorcy – od hotelarzy po potentatów budowlanych.
Będzie gorzej
Jedno z popularnych haseł demonstrantów brzmi: „Nie chcemy, żeby nasz kraj był piękny tylko dla gringos". Zapewniają, że kochają futbol, ale miłość nie może przesłonić tragicznych gospodarczych i społecznych skutków mistrzostw świata. Ostrzegają przy tym, że obecne demonstracje to zaledwie niewinne igraszki i przygotowania do masowego protestu podczas słynnego karnawału w Rio na początku marca.
Aktywiści z poparciem wielu znanych osobistości i artystów rozpoczęli akcję „Okupujemy karnawał w Rio" i zapewniają, że już nie zrezygnują z walki. Grożą paraliżem i karnawału turnieju o mistrzostwo świata. Władze szkolą policjantów, ściągają ekspertów do walki z tłumem z zagranicy, a na mobilizujący demonstrantów hashtag „Nie będzie mundialu" odpowiadają „Mundial będzie".
To wszystko budzi ogromne obawy, a artysta piłki Zico, którego nazywano w latach siedemdziesiątych „Białym Pelem", przestrzega: „Brazylijczycy zdystansowali się od mundialu z powodu ogromnej korupcji. I to wszyscy. Stąd nie można tego protestu lekceważyć. Jego skutki mogą okazać się niewyobrażalne".