Spotkanie w Kielcach stało na bardzo niskim poziomie. Obydwie drużyny grały jeszcze słabiej niż reprezentacja ze Szkocją, co sobie trudno wyobrazić. Nawet jedyna bramka padła w podobnych okolicznościach jak na Stadionie Narodowym. Po rzucie rożnym obrońca Lechii wybił piłkę głową przed pole karne, Bośniak Vlastimir Jovanović strzelił z siedemnastego metra a zasłonięty Mateusz Bąk nie zdążył piłki odbić. Jovanović strzelał w podobny sposób jeszcze raz, jednak gdański bramkarz zdołał przerzucić piłkę nad poprzeczkę.
Korona miała kilka niezłych okazji do zdobycia większej liczby bramek. Lechia – jedną, przed przerwą, kiedy Piotr Wiśniewski trafił z wolnego w poprzeczkę.
Gdańszczanie, którzy przed tygodniem zremisowali na swoim stadionie z Wisłą 0:0, a w poprzedniej kolejce rozbili na wyjeździe Zawiszę 3:0, tym razem nie przeprowadzili ani jednej groźnej akcji. Wrzutki na pole karne z rzutów wolnych, wykonywane wielokrotnie przez Piotra Wiśniewskiego, nie stanowiły żadnego zagrożenia. Innego pomysłu lechici nie mieli.
Mecz nie tylko stał na niskim poziomie, ale był bardzo brzydki. Piłkarze grali złośliwie, często faulowali. Dzięki temu zwycięstwu Korona zwiększyła szanse na zajęcie miejsca w pierwszej ósemce, czyli grupie mistrzowskiej, walczącej o tytuł.
Mecz w Bydgoszczy był znacznie ciekawszy. Zawisza i Górnik wiosną grają poniżej oczekiwań i bardzo im zależało na zwycięstwie. Ozdobą były piękne bramki. Pierwszą, dla Górnika, strzelił głową Bartosz Iwan. Zaraz po przerwie, po serii błędów zabrzańskich obrońców, pięknym strzałem z woleja wyrównał Wahan Geworgian. W dawnych czasach, kiedy zawodnicy więcej trenowali na boisku, a nie na PlayStation, takie bramki były na porządku dziennym. Drugi gol dla gospodarzy padł, jak w Kielcach, po rzucie rożnym. Tym razem szczęście miał Sebastian Dudek. Kopnął wybitą piłkę w kierunku bramki i trafił w dolny róg.