Bramkarz Tottenhamu Hugo Lloris mógł solidnie się zaczerwienić, kiedy dwa tygodnie temu gola strzelił mu Samuel Eto'o. Kameruńczyk podbiegł do chorągiewki w narożniku niczym starzec, trzymając się niezdarnie ręką za plecy. Cieszynka Eto'o miała mówić jedno: mimo wieku wciąż jestem świetny. 33-letni napastnik Chelsea, który latem przeniósł się do Londynu z Anży Machaczkała, w 31 meczach w Anglii we wszystkich rozgrywkach zdobył 11 goli. Wprowadził też drużynę do ćwierćfinału Ligi Mistrzów.
Mimo sędziwego jak na piłkarza wieku seryjnie strzelał już w ubiegłym sezonie, kiedy wbił w Rosji 21 goli. W Londynie swój automat tylko przeładował, czego efektem był hat-trick zdobyty w styczniowym meczu z Manchesterem United. Ale nie tylko bramki mówią wszystko o byłym piłkarzu m.in. Barcelony i Interu. Dziarski 33-latek nie czeka aż piłka spadnie mu pod nogi w polu karnym, ale sam czatuje na nią nawet na 30 metrze od bramki.
Jose Mourinho ma jednak świadomość jego wieku i intensywności angielskiego futbolu, dlatego w tym sezonie tylko raz pozwolił mu zagrać w LM pełne 90 minut, w Premier League zdarzyło się tak raptem pięciokrotnie. Krnąbrny Kameruńczyk wyceniany jest na prawie 10 mln euro, co w kontekście zawodnika wiekowego i tego, że dziś piłkarz musi być maszyną idealną, jest raczej rzadkością. Kto wie, czy Eto'o największym utrapieniem jest nie dla obrońców, ale Fernando Torresa. Hiszpan w meczu z Galatasaray zagrał tylko przez 6 minut.
11 marca 36 lat skończył z kolei poprzednik Eto'o w Chelsea, czyli Didier Drogba, symbol londyńskiego klubu. – Czuję się młody, jak bym wciąż był dzieckiem, które gania za piłką – mówił niedawno na łamach „Daily Mail" reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej. Jednak kiedy w 2012 r. opuszczał Stamford Bridge i przeniósł się do chińskiego Szanghaj Shenhua, dla wielu był już piłkarskim trupem, który po prostu załapał się na ostatni wysoki kontrakt w karierze.
W 11 ligowych meczach zdobył wprawdzie 8 goli, ale mimo wszystko będąc bardziej ligową atrakcją dla marzących o silnej lidze Chińczyków. Nieoczekiwany wyjazd do Stambułu, gdzie krystalizować zaczęła się silna drużyna, był więc zaskoczeniem. W tym sezonie Drogba pokonywał już jednak bramkarzy 14 razy w 35 meczach na krajowym i europejskim podwórku. Dobry wynik jak na urodzonego w 1978 r. zawodnika. Tym bardziej takiego, którego kontuzje nie omijały. Dla przykładu tylko w 2008 r. miał aż pięć urazów.