Korespondencja z Rzymu
Finał Pucharu Włoch ściągnął do Rzymu po 30 tysięcy fanów Napoli i Fiorentiny (Napoli wygrało 3:1). Było wiadomo, że dojdzie do ekscesów, bo obecność kibiców z Neapolu gwarantuje je zawsze i wszędzie.
Z jednej strony Neapol to stolica bezprawia, chaos, niewywożone śmieci i brud, który wywołał epidemię cholery. Z drugiej kibice Napoli są wszędzie prowokowani i stygmatyzowani jako banda nieokrzesanych, cuchnących prostaków.
Na meczach wyjazdowych nierzadko witają ich okrzyki „mydło nie zabija" i fani gospodarzy w maseczkach na twarzy. Włoski związek futbolowy nazwał zjawisko „rasizmem geograficznym" i tępi je, zamykając trybuny i wymierzając słone grzywny.
Rzym sterroryzowany
Do pierwszych starć między grupami kibiców doszło na długo przed zaplanowanym na 20.45 meczem na parkingach stacji serwisowych przy rzymskiej obwodnicy. Potem burdy przeniosły się w okolice Stadionu Olimpijskiego. Chuligani terroryzowali przez kilka godzin tę część miasta, by wspólnie zaatakować interweniującą policję. Te wydarzenia (siedmiu rannych) to włoski futbolowy chleb z masłem, w porównaniu z derbami Rzymu wprost niewinna sprzeczka.