Granica włoskiej futbolowej patologii

Pierwszy raz w historii starć włoskich kibiców użyli oni w Rzymie broni palnej. Jeden z rannych walczy w szpitalu o życie.

Publikacja: 04.05.2014 22:03

Rzym. Włoski futbol w pełnej krasie

Rzym. Włoski futbol w pełnej krasie

Foto: AFP

Korespondencja z Rzymu

Finał Pucharu Włoch ściągnął do Rzymu po 30 tysięcy fanów Napoli i Fiorentiny (Napoli wygrało 3:1). Było wiadomo, że dojdzie do ekscesów, bo obecność kibiców z Neapolu gwarantuje je zawsze i wszędzie.

Z jednej strony Neapol to stolica bezprawia, chaos, niewywożone śmieci i brud, który wywołał epidemię cholery. Z drugiej kibice Napoli są wszędzie prowokowani i stygmatyzowani jako banda nieokrzesanych, cuchnących prostaków.

Na meczach wyjazdowych nierzadko witają ich okrzyki „mydło nie zabija" i fani gospodarzy w maseczkach na twarzy. Włoski związek futbolowy nazwał zjawisko „rasizmem geograficznym" i tępi je, zamykając trybuny i wymierzając słone grzywny.

Rzym sterroryzowany

Do pierwszych starć między grupami kibiców doszło na długo przed zaplanowanym na 20.45 meczem na parkingach stacji serwisowych przy rzymskiej obwodnicy. Potem burdy przeniosły się w okolice Stadionu Olimpijskiego. Chuligani terroryzowali przez kilka godzin tę część miasta, by wspólnie zaatakować interweniującą policję. Te wydarzenia (siedmiu rannych) to włoski futbolowy chleb z masłem, w porównaniu z derbami Rzymu wprost niewinna sprzeczka.

Reklama
Reklama

Jednak około 18.30 przy Viale Tor di Quinto kilkaset metrów przed stadionem padło sześć strzałów. Rannych zostało trzech fanów Napoli. Jeden w rękę, drugi w ramię, a trzeci w plecy. Kula utkwiła w okolicach kręgosłupa i kibicowi grozi paraliż.

Rzymskie media, powołując się na świadków, kreślą dwa scenariusze: jeden z przywódców ultrasów AS Romy, Daniele De Santis, i jego kumple wyzwiskami i petardami sprowokowali fanów Napoli. W trakcie bijatyki padły strzały.

Druga wersja mówi, że ultrasi Napoli rozpoznali De Santisa, schwytali go, zadali mu kilka ciosów i wtedy ten sięgnął po pistolet. Tak czy inaczej solidnie poturbowany De Santis ze złamaną nogą został przewieziony do szpitala, gdzie postawiono mu w niedzielę zarzuty nielegalnego posiadania i użycia broni.

W ten sposób we włoskiej futbolowej patologii przekroczona została kolejna granica. Dotychczas ultrasi zabijali się nożami, pałkami, wystrzeloną racą, ale jeszcze nigdy żaden z nich nie sięgnął po pistolet.

Informacja o strzałach i walczącym o życie w szpitalu koledze szybko dotarła do wszystkich kibiców Napoli. Informowały o tym natychmiast po zajściu włoskie media. Atmosfera na stadionie zrobiła się bardzo ciężka. Po pierwsze, chodziło o to, by nie dopuścić do wojny fanów obu drużyn, czyli przekonać neapolitańczyków, że kibice Fiorentiny nie mieli ze strzelaniną nic wspólnego. Po drugie, by jednak mecz rozegrać, bo obecność ponad 60 tys. sfrustrowanych chuliganów na ulicach Rzymu groziłaby burdami i awanturami o niewyobrażalnych rozmiarach.

Dlatego działacze i szefowie służb porządkowych wraz z kapitanem Napoli Słowakiem Markiem Hamsikiem udali się na południowy łuk negocjować z szefem neapolitańskich kibiców. Gennaro De Tommasso, powiązany rodzinnie z klanem kamorry Misso, przeszedł przez ogrodzenie i negocjował w koszulce z napisem „Uwolnić Speziale". Chodzi o ultrasa Katanii, który w 2007 r. zabił obok stadionu oficera policji.

Reklama
Reklama

Wygwizdany hymn

Nerwowe rozmowy trwały, a fani Napoli bombardowali stojących nieco dalej porządkowych i strażaków racami i petardami, które nielegalnie wnieśli na trybuny. Ranili strażaka. De Tommasso w końcu łaskawie zgodził się na rozpoczęcie meczu, po tym jak dogadał się z szefem fanów Fiorentiny. Piłkarze zaczęli grać z 45-minutowym opóźnieniem. Przedtem fani obu drużyn solidarnie wygwizdali włoski hymn.

Kapitulacja władz państwowych i sportowych przed stadionowymi bandytami chyba jeszcze nigdy nie była tak oczywista i kompromitująca. Na stadionie obecny był premier Metteo Renzi – kibic Fiorentiny i do niedawna burmistrz Florencji, przewodniczący Senatu Piero Grasso, szef policji, szef Włoskiego Komitetu Olimpijskiego, prezes związku futbolowego i selekcjoner reprezentacji Cesare Prandelli. Ale to ultrasi decydowali, czy mecz może się odbyć, kiedy i na jakich warunkach.

De Santis, domniemany sprawca strzelaniny, w roku 2004 jako szef ultrasów Romy podczas derbów Rzymu kazał kapitanowi zespołu Francesco Tottiemu i drużynie zejść z boiska i dopiął swego. Mecz wówczas przerwano i rozegrano innego dnia z powodu nieprawdziwej plotki, że policyjny samochód śmiertelnie potrącił pod stadionem chłopca – fana Romy. Wczorajsze włoskie gazety znów tytułowały na pierwszych stronach: „Rzym i futbol zakładnikami bandytów".

Korespondencja z Rzymu

Finał Pucharu Włoch ściągnął do Rzymu po 30 tysięcy fanów Napoli i Fiorentiny (Napoli wygrało 3:1). Było wiadomo, że dojdzie do ekscesów, bo obecność kibiców z Neapolu gwarantuje je zawsze i wszędzie.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Reklama
Piłka nożna
Wszyscy go lubią. Nowym selekcjonerem reprezentacji Polski ma zostać Jan Urban
Piłka nożna
Chelsea wygrała klubowe mistrzostwa świata, ale się nie zatrzymuje. Na transfery wydała już fortunę
Piłka nożna
Lech ma nowych piłkarzy, Legia ma Superpuchar Polski. Niespodzianka w Poznaniu
Piłka nożna
Naukowcy ostrzegają przed upałami. Czy Amerykanie są przygotowani na mundial?
Piłka nożna
Smutny początek sezonu przy Łazienkowskiej. Legia wygrała w ciszy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama