Korespondencja ?z Rzymu
Juventus zdobył scudetto, choć miał do rozegrania jeszcze trzy mecze ligowe, po tym jak Roma przegrała w Katanii 1:4 i straciła szanse na dogonienie rywali. Miła wiadomość zaskoczyła piłkarzy podczas popołudniowej drzemki w ośrodku treningowym, gdzie przygotowywali się do poniedziałkowego meczu z Atalantą.
Zabawna sytuacja, w której zespół zdobywa tytuł, nie przerywając sobie snu, doskonale oddaje sytuację panującą w Serie A od trzech lat. Juventus jest klasą sam dla siebie. Strzela najwięcej bramek, traci najmniej, a w tym roku najpewniej pobije własny rekord – 99 punktów w rozgrywkach ligowych.
Włoskie gazety z tych wszystkich powodów wzniosły Antonio Contemu pomnik. Podkreślają, że trener z DNA Juventusu (grał w klubie przez 13 lat) potrafił znakomicie przekazać je piłkarzom. Chodzi głównie o geny ducha walki, nieustępliwości i solidarności wraz z zasadą, że zespół jest wszystkim, a piłkarz nikim. Conte rządzi w szatni żelazną ręką, a na ławce daje z siebie wszystko i po meczu jest tak zachrypnięty, że nie może wydobyć głosu. Scementował zespół, przekonując piłkarzy, że Juventus to oblężona twierdza, a wszędzie wokół czyhają wrogowie, w tym selekcjoner reprezentacji Cesare Prandelli.
Ale Conte potrafi też, zależnie od potrzeb, naśladować swoich dawnych mistrzów: żarliwego Giovanniego Trappatoniego i wytwornego, spokojnego Marcello Lippiego. Słowem, znawca futbolu, ale i znakomity psycholog. Nie darmo, choć chyba trochę na wyrost, w grudniu 2013 r. organizacja „Globe Soccer" przyznała mu tytuł najlepszego trenera roku na świecie.