Reformatorzy mogą zacierać ręce, bo wyniki większości meczów są istotne dla kolejności w tabeli. Tyle że zabieranie klubom po rundzie zasadniczej połowy punktów nie ma nic wspólnego ze sportową rywalizacją. Ponieważ w wyniku tej decyzji w tabeli zrobił się tłok, a drużyny zostały przetrzebione przez kontuzje i kartki (bo gra się więcej i dłużej), kluby zmieniają trenerów.
W ostatnich dniach zmiany zaszły aż w trzech. Zaczął Piast, zwalniając Marcina Brosza, potem Zagłębie Lubin zamieniło Oresta Lenczyka na Piotra Stokowca, a Cracovia zatrudniła Mirosława Hajdo na miejsce Wojciecha Stawowego.
Zmian dokonano w klubach, które o coś walczą. Piast może powiedzieć, że już dobrze na tym wyszedł, bo pierwszy mecz pod kierunkiem nowego trenera, Hiszpana Angela Pereza Garcii, wygrał na wyjeździe z Cracovią 5:1. To jego najwyższe zwycięstwo w ekstraklasie. Do Gliwic z Malediwów przyjechał zbawca.
Ale mówiąc poważnie, żaden trener nie jest w stanie odmienić drużyny w ciągu kilku dni. Jeśli nawet wstrząśnie szatnią, będzie to bardziej podbudowa psychiczna niż zmiana jakościowa. Czasami jednak o to chodzi. Trenerzy zwalniani trafiają na ogół do innego klubu i karuzela kręci się dalej, a wszyscy grają tak jak zwykle, czyli słabo.
W tym roku kalendarzowym dziewięć klubów nie zmieniło trenerów: Legia, Lech, Ruch, Wisła, Pogoń, Zawisza, Korona, Podbeskidzie i Widzew. Sześć z nich gra o mistrzostwo, a trzy bronią się przed spadkiem. Na ogół jest tak, że im większa stabilizacja, tym większa szansa na sukces.