Reklama
Rozwiń

Kopciuszek zawrócony z raju

Real z dziesiątym Pucharem Europy, Atletico do szczęścia zabrakło kilkudziesięciu sekund.

Publikacja: 25.05.2014 20:56

Kopciuszek zawrócony z raju

Foto: AFP

Diego Simeone przekonał się w Lizbonie, jak okrutny bywa futbol. Kiedy w trzeciej z pięciu doliczonych minut Sergio Ramos wyskoczył najwyżej do dośrodkowania Luki Modricia z rzutu rożnego i trafił do bramki między słupkiem a rękami Thibauta Courtoisa, trener Atletico mógł się poczuć jak Carlo Ancelotti w pamiętnym finale w Stambule (2005).

Prowadzony przez Włocha Milan wygrywał wtedy z Liverpoolem do przerwy 3:0, w drugiej połowie szybko stracił trzy bramki i przegrał w karnych. Być może ta zadra cały czas siedzi w sercu Ancelottiego, być może sprawiła, że w sobotę kazał swoim zawodnikom jak najszybciej dobić słaniającego się na nogach przeciwnika.

Dogrywka to była już egzekucja Realu. Gol Garetha Bale'a, który przez prawie dwie godziny marnował stuprocentowe okazje, ale w najważniejszym momencie nie zawiódł. Trafienie rezerwowego Marcelo i wreszcie rzut karny wykorzystany przez Cristiano Ronaldo, przez większość meczu niewidocznego (Portugalczyk jest pierwszym piłkarzem, który strzelał bramki w finałach dla dwóch zespołów – wcześniej dla Manchesteru United w 2008 roku). Atletico prowadzenie oddaje rzadko, ale rosnącego z każdą minutą naporu Królewskich tym razem wytrzymać nie było w stanie.

Można się zastanawiać, czy znalazłoby siły na odpieranie ataków, gdyby Simeone już na początku nie musiał dokonać pierwszej zmiany i zdjąć z boiska Diego Costę.

Można dyskutować, czy trener zbyt pochopnie nie uwierzył w skuteczność leczenia kontuzji Brazylijczyka łożyskiem klaczy (– Diego zagrał na moją odpowiedzialność, popełniłem błąd – przyznał). Ale najlepiej po prostu podziękować za kilka miesięcy, podczas których Atletico pokazało, że pieniądze to w futbolu nie wszystko. Nawet jeśli w tej pięknej bajce o kopciuszku zabrakło happy endu.

Kiedy Simeone wchodził na konferencję, witały go brawa. – Takie dni czynią nas mocniejszymi, pozwalają stawać się jeszcze lepszą drużyną – twierdzi Argentyńczyk. – W szatni powiedziałem moim zawodnikom, by nie płakali, bo po tak świetnym spotkaniu nie ma sensu się smucić.

Żal było patrzeć na rozpacz jego twardzieli, ale ten finał nie mógł mieć dobrego zakończenia. Bo czy sprawiedliwe byłoby, gdyby Real przegrał przez błąd Ikera Casillasa, swojej ikony i wychowanka, jedynego piłkarza z obecnego składu pamiętającego poprzedni triumf Królewskich w 2002 roku? Casillas miał wówczas 21 lat, w finale z Bayerem Leverkusen zmienił w drugiej połowie kontuzjowanego Cesara, obronił trzy groźne strzały i został bohaterem.

W sobotę świętego Ikera wyciągnął z piekła Ramos. Bramkarz wycałował swojego obrońcę. – To najważniejszy gol w mojej karierze. Po 12 latach czekania ten puchar smakuje wyjątkowo - nie ukrywał Ramos.

Ancelotti jest dopiero drugim trenerem po Bobie Paisleyu (Liverpool), który zdobył Puchar Europy trzykrotnie (wcześniej z Milanem w 2003 i 2007 roku). Już w pierwszym roku pracy w Realu zrobił to, czego przez trzy sezony nie osiągnął bardziej medialny Jose Mourinho. Gdy odpowiadał na pytania dziennikarzy, do sali konferencyjnej wpadło siedmiu jego zawodników z Ramosem na czele, śpiewali i tańczyli za jego plecami, udało im się go nawet porwać do wspólnej zabawy.

– Liga Mistrzów to był nasz priorytet. Kiedy przychodziłem do Madrytu, prezes Florentino Perez zaprowadził mnie do sali z trofeami i powiedział: widzisz, jednego tu brakuje – przypominał włoski trener. – Właśnie go tam sprowadziliśmy. Cierpieliśmy, ale zasłużyliśmy na końcowy triumf. Do ostatniej chwili wierzyliśmy, że uda się odwrócić losy rywalizacji.

– Jeszcze wrócimy po to trofeum – zapowiada Juanfran. I wypada życzyć Atletico, by na kolejny finał nie musiało znów czekać 40 lat.

Real Madryt – Atletico Madryt 4:1 po dogrywce (1:1, 0:1)

Bramki – dla Realu: S. Ramos (90+3), G. Bale (110), Marcelo (118), C. Ronaldo (120-karny); dla Atletico: D. Godin (36).

Żółte kartki: S. Ramos, S. Khedira, Marcelo, C. Ronaldo, R. Varane (Real); Raul Garcia, Miranda, D. Villa, Juanfran, Koke, Gabi, D. Godin (Atletico). Sędziował B. Kuipers (Holandia). Widzów 60 976.

Real: Casillas – Carvajal, Varane, Ramos, Coentrao (59, Marcelo) – Modrić, Khedira (59, Isco), Di Maria – Bale, Benzema (79, Morata), Ronaldo.

Atletico: Courtois – Juanfran, Godin, Miranda, Filipe Luis (83, Alderweireld) – Koke, Gabi, Tiago, Raul Garcia (66, Sosa) – Villa, Costa (9, Lopez).

Diego Simeone przekonał się w Lizbonie, jak okrutny bywa futbol. Kiedy w trzeciej z pięciu doliczonych minut Sergio Ramos wyskoczył najwyżej do dośrodkowania Luki Modricia z rzutu rożnego i trafił do bramki między słupkiem a rękami Thibauta Courtoisa, trener Atletico mógł się poczuć jak Carlo Ancelotti w pamiętnym finale w Stambule (2005).

Prowadzony przez Włocha Milan wygrywał wtedy z Liverpoolem do przerwy 3:0, w drugiej połowie szybko stracił trzy bramki i przegrał w karnych. Być może ta zadra cały czas siedzi w sercu Ancelottiego, być może sprawiła, że w sobotę kazał swoim zawodnikom jak najszybciej dobić słaniającego się na nogach przeciwnika.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Piłka nożna
Legia zaczyna sezon. Z nowym trenerem, ale bez nowych piłkarzy
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Piłka nożna
Koniec marzeń polskich piłkarek. Debiutantki żegnają się z mistrzostwami Europy
Piłka nożna
W co gra prezes PZPN Cezary Kulesza? Wybrał selekcjonera, ale jego nazwisko trzyma w tajemnicy
Piłka nożna
Polskie piłkarki chcą gonić europejską czołówkę. We wtorek mecz ze Szwecją
Piłka nożna
Euro kobiet. Polki bez tremy, ale wygrało niemieckie doświadczenie