Pośrednikiem w przekazywaniu łapówek miał być Mohamed bin Hammam, były szef azjatyckiej federacji (AFC), jedna z najbardziej kontrowersyjnych postaci we władzach światowego futbolu. Trzy lata temu FIFA zdyskwalifikowała go dożywotnio, gdy do mediów wyciekły informacje, że przed wyborami prezydenckimi próbował przekupić delegatów z Karaibów. Za poparcie swojej kandydatury oferował podobno 40 tys. dolarów.
Dowodów znaleźć się jednak nie udało i Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu w Lozannie z zarzutów Katarczyka oczyścił. Powszechna stała się opinia, że była to zemsta Seppa Blattera, kierującego FIFA od 1998 roku. Ale jeśli potwierdzą się informacje „Sunday Times", bin Hammam kary raczej nie uniknie.
Miliony dowodów
Dziennikarze tej gazety twierdzą, że dotarli do milionów dokumentów, w tym e-maili, listów i przelewów bankowych, świadczących o korupcji przy wyborze gospodarza mistrzostw w 2022 roku. Bin Hammam miał przelać w sumie 5 mln dolarów na konta 30 prezydentów afrykańskich związków. Ich zadaniem było przekonanie czterech działaczy ze swojego kontynentu, by głosowali na Katar. Bin Hammam miał też dodatkowo przekazać 350 tys. dol. byłemu członkowi Komitetu Wykonawczego FIFA, pochodzącemu z Tahiti Reynaldowi Temariiemu.
Organizatorzy MŚ 2022 od działań bin Hammama stanowczo się odcinają. Przekonują, że nie pełnił żadnej sekretnej roli w trakcie kampanii Kataru. Bin Hammam komentarza udzielić nie chciał. – To poważne oskarżenia, sprawę trzeba natychmiast wyjaśnić i zastanowić się, czy Blatter powinien pozostać na stanowisku – mówi John Whittingdale, przewodniczący komisji ds. kultury, mediów i sportu w brytyjskim parlamencie.
Niedawno szef FIFA w wywiadzie dla szwajcarskiej telewizji przyznał, że wybór Kataru był błędem i go żałuje. Ale tylko ze względu na panujące tam temperatury. Wspominał wprawdzie o pewnych naciskach politycznych, ale możliwość korupcji wykluczył, choć od początku było o niej głośno (Katar zebrał 14 z 22 głosów, pokonał USA, Australię, Koreę Południową i Japonię).