Niemcy w pierwszym meczu rozbiły Portugalię 4:0 i rozwiały wątpliwości dotyczące wyborów personalnych Joachima Loewa oraz formy zawodników. Drużyna strzeliła cztery bramki, mimo że w składzie nie było ani jednego napastnika, a w całej 23-osobowej kadrze jest tylko jeden. Pomocnicy grają jak skrzydłowi i środkowi napastnicy, więc siła uderzenia jest wyjątkowo duża.
Nic dziwnego, że na spotkanie z Ghaną Loew wystawił tę samą jedenastkę, która rozpoczęła mecz z Portugalią. Tyle że Ghana była przeciwnikiem trudniejszym. Afrykanie przegrali wprawdzie z USA, ale zrobili dobre wrażenie, więc ich trener Akwasi Appiah też zdecydował się na niemal identyczny skład. Zmienił tylko bramkarza i jednego obrońcę.
Mecz był znakomity. Nikt się nie oszczędzał, nie kalkulował, chociaż gdzieś w tle walki do upadłego była przecież taktyka. Na początku drugiej połowy gola zdobyli Niemcy. Thomas Mueller, którego Ghańczycy pilnowali głównie w okolicach swojej bramki, daleko od niej i nieco z boku wydawał się niegroźny. Takie myślenie Ghanę zgubiło. Mueller popisał się znakomitym podaniem do Mario Goetzego, który wpadł między dwóch znacznie od siebie wyższych, ale zaskoczonych obrońców i strzelił z bliska bramkę, jak „maleńki Buncol". Trochę głową, trochę kolanem.
Piłkarze niemieccy mają to do siebie, że złamać ich trudno, a kiedy sami prowadzą, są niczym owczarek alzacki, który jak już złapie kość, to nie puści. I wydawało się, że kontrolują sytuację. Ghańczycy chyba nic o tym nie wiedzieli, bo niezrażeni stratą gola rzucili się do odrabiania straty. Potrzebowali na to zaledwie trzech minut.
Strach w oczach
Średnia wzrostu czterech niemieckich obrońców wynosi 192 centymetry. Odbijanie piłki głową na wysokości pierwszego piętra nie stanowi dla nich problemu. Jest jeszcze bramkarz Manuel Neuer, który sięga rękami niemal tam, gdzie wisi poprzeczka w konkursie skoku o tyczce z udziałem mistrzów.