Dzieci rewolucji

Belgia: Złota generacja piłkarzy zagra o ćwierćfinał mistrzostw świata.

Publikacja: 28.06.2014 07:00

Belgowie wierzą, że w Brazylii mogą dokonać wielkich rzeczy

Belgowie wierzą, że w Brazylii mogą dokonać wielkich rzeczy

Foto: AFP, Yasuyoshi Chiba Yasuyoshi Chiba

Marc Wilmots lubi powtarzać, że posadę trenera reprezentacji przyjął tylko dlatego, że nie miał komu kibicować na kolejnych mundialach. Belgów zabrakło na dwóch poprzednich turniejach, po raz ostatni o punkty grali przed 12 laty. Wyszli z grupy, Wilmots był najlepszym strzelcem drużyny, ale już wtedy było jasne, że Czerwone Diabły znalazły się nad przepaścią.

– Pierwszym sygnałem, że sytuacja zmierza w złym kierunku, były mistrzostwa świata we Francji, gdzie nie potrafiliśmy wygrać ani jednego meczu. Prawdziwa katastrofa przyszła dwa lata później, kiedy na organizowanym razem z Holendrami Euro też nie wyszliśmy z grupy. Kibice wstydzili się naszej gry, odsunęli się od drużyny i nie zmienił tego nawet w miarę dobry mundial w Japonii i Korei ?– tłumaczy Wilmots.

Jeden system gry

Na wielki turniej Belgowie czekają znacznie dłużej. Po raz ostatni zachwycali w 1986 roku, kiedy Enzo Scifo, Franky'ego Vercauterena czy Jana Ceulemansa dopiero w półfinale zatrzymali Argentyńczycy, późniejsi mistrzowie świata. Teraz – jak pisał kilka tygodni temu dziennik „Le Soir" – swoją wartość ma udowodnić druga „złota generacja".

Wilmots ma do dyspozycji piłkarzy wycenianych na setki milionów euro, których wartość podbiły sukcesy z minionego sezonu klubowego. Thibaut Courtois i Toby Alderweireld oprócz tytułu mistrzów Hiszpanii z Atletico Madryt mają w CV finał Ligi Mistrzów. Vincent Kompany z Manchesterem City wygrał Premiership, Thomas Vermaelen z Arsenalem zdobył Puchar Anglii, a Edena Hazarda z Chelsea uznano za najlepszego młodego piłkarza ligi angielskiej. Z Bayernem tytuł mistrzowski i triumf w Pucharze Niemiec świętował Daniel van Buyten, z Napoli Puchar Włoch wzniósł w górę Dries Mertens.

To ich najjaśniej oświetlały światła reflektorów. Ale w klubach najsilniejszych lig europejskich kluczowe role odgrywali też inni Belgowie, a w rodzimej Eerste Klasse dojrzewają kandydaci na kolejne gwiazdy, jak choćby Thorgan Hazard, młodszy brat Edena, który talentem wcale mu nie ustępuje. Futbolowe bogactwo 11-milionowego kraju z ledwie 34 zawodowymi klubami nie jest przypadkiem.

Od 2002 roku dyrektor techniczny belgijskiej federacji Michel Sablon zaczął podpatrywać systemy szkolenia Francuzów, Holendrów i Niemców, wyjeżdżał do najlepszych ośrodków szkoleniowych w tych krajach, spotykał się z trenerami. – Nasi najlepsi piłkarze uciekali do innych lig, bo w Belgii nie mieli perspektyw na rozwój. Nasze kluby upadały, zmierzaliśmy donikąd, a poziom reprezentacji pozostawiał wiele do życzenia – tłumaczy Sablon, który w pamiętnym 1986 roku był w sztabie szkoleniowym drużyny narodowej.

Cztery lata później miał już gotowy plan odbudowy belgijskiego futbolu. Kluczowy element zakładał, że wszystkie drużyny młodzieżowe mają się przestawić na odpowiadający pierwszej reprezentacji system 4-3-3. Dyrektor federacji zjechał z wytycznymi cały kraj, rozmawiał z trenerami w klubach i szkołach. – Nie było łatwo się przebić. Nie było łatwo tłumaczyć ludziom, żeby przestali robić to, co robili przez lata – wspomina.

Rozwój ważniejszy ?niż wyniki

Sablon był jednak do tych rozmów przygotowany. Dzięki współpracy z Uniwersytetem w Leuwen dysponował szczegółowymi analizami 1500 meczów zespołów młodzieżowych. Najważniejszy wniosek – zbyt dużą wagę przywiązuje się do wygrywania meczów, zbyt małą do rozwoju zawodników. Według naukowców w porównaniu z rówieśnikami z Holandii czy Hiszpanii belgijscy chłopcy przepadali już na starcie. Za mało czasu poświęcano pracy nad techniką, podawaniem czy dopasowywaniem ustawienia do sytuacji na boisku.

– Wyniki meczów wyleciały przez okno. Celem drużyn młodzieżowych nie było od tej chwili wygrywanie spotkań, lecz rozwój talentów. Niektórzy działacze mówili, że zwariowałem, że więcej znaczy dla mnie doskonalenie systemu niż awans na mistrzostwa Europy czy świata. A ja odpowiadałem, że tak właśnie jest – mówi Sablon, który ze stanowiska odszedł przed dwoma laty.

Najbardziej utalentowani młodzi zawodnicy trafiali na treningi do finansowanych przez państwo centrów szkoleniowych, a potem wracali do klubów. Najlepsi pokonywali kolejne szczeble kariery reprezentacyjnej. – Jeżeli trenerzy uznali, że zawodnik może się rozwijać w zespole z wyższej kategorii wiekowej, to już nie było dla niego odwrotu. Przykładem niech będzie Kompany, który zagrał trzy mecze w drużynie do lat 19, dwa w kadrze do lat 21, aby później wskoczyć do pierwszej reprezentacji. Zgodnie z przepisami mógłby wrócić do poprzednich zespołów i pomóc przy okazji ważnych meczów, ale nie pozwalaliśmy na to. Nasz system zakłada, że piłkarz musi ciągle przeć do przodu – tłumaczy Sablon.

W tym samym czasie swoje kwalifikacje podnosili trenerzy – część zysków z Euro 2000 przeznaczono na budowę Narodowego Centrum Piłkarskiego pod Brukselą. Gdy federacja zniosła opłaty za szkolenia, liczba uczestniczących w nich trenerów wzrosła dziesięciokrotnie. Pierwsze efekty przyszły w 2009 roku, kiedy reprezentacje U17 i U19, zajmujące wcześniej miejsca w pierwszej trzydziestce rankingów, awansowały do czołowej dziesiątki.

– Granie jednym systemem, wspólne treningi i mecze od najmłodszych lat były bardzo ważne. Teraz patrzymy na siebie i widzimy, jak wielu z nas trafiło do silnych lig i silnych klubów. Belgowie znów są doceniani, z każdym rokiem liczba argumentów rośnie. Wierzymy, że razem możemy dokonać wielkich rzeczy – mówi bramkarz Liverpoolu Simon Mignollet.

Belgowie pierwszy raz od 12 lat zagrają o ćwierćfinał MŚ. Na razie jednak lepsze od gry są wyniki. Wilmots powtarza, że drużyna płaci frycowe za debiut na dużej imprezie, ale też liczy na znacznie więcej. – W kolejnej rundzie nie będziemy już mieli nic do stracenia i może to nam pomoże – mówi.

Marc Wilmots lubi powtarzać, że posadę trenera reprezentacji przyjął tylko dlatego, że nie miał komu kibicować na kolejnych mundialach. Belgów zabrakło na dwóch poprzednich turniejach, po raz ostatni o punkty grali przed 12 laty. Wyszli z grupy, Wilmots był najlepszym strzelcem drużyny, ale już wtedy było jasne, że Czerwone Diabły znalazły się nad przepaścią.

– Pierwszym sygnałem, że sytuacja zmierza w złym kierunku, były mistrzostwa świata we Francji, gdzie nie potrafiliśmy wygrać ani jednego meczu. Prawdziwa katastrofa przyszła dwa lata później, kiedy na organizowanym razem z Holendrami Euro też nie wyszliśmy z grupy. Kibice wstydzili się naszej gry, odsunęli się od drużyny i nie zmienił tego nawet w miarę dobry mundial w Japonii i Korei ?– tłumaczy Wilmots.

Pozostało 86% artykułu
Piłka nożna
Koreanki z Północy znów mistrzyniami świata. Wódz patrzy z dumą na boisko
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Piłka nożna
Omar Marmoush. Egipcjanin, który rzucił wyzwanie Harry'emu Kane'owi
Piłka nożna
Derby dla Barcelony. Trzy gole w pół godziny, a później emocje opadły
Piłka nożna
Kto chce grać z Rosjanami w piłkę?
Materiał Promocyjny
Strategia T-Mobile Polska zakładająca budowę sieci o najlepszej jakości przynosi efekty
Piłka nożna
Jerzy Piekarzewski. Tu zawsze brakuje 99 groszy do złotówki