Marc Wilmots lubi powtarzać, że posadę trenera reprezentacji przyjął tylko dlatego, że nie miał komu kibicować na kolejnych mundialach. Belgów zabrakło na dwóch poprzednich turniejach, po raz ostatni o punkty grali przed 12 laty. Wyszli z grupy, Wilmots był najlepszym strzelcem drużyny, ale już wtedy było jasne, że Czerwone Diabły znalazły się nad przepaścią.
– Pierwszym sygnałem, że sytuacja zmierza w złym kierunku, były mistrzostwa świata we Francji, gdzie nie potrafiliśmy wygrać ani jednego meczu. Prawdziwa katastrofa przyszła dwa lata później, kiedy na organizowanym razem z Holendrami Euro też nie wyszliśmy z grupy. Kibice wstydzili się naszej gry, odsunęli się od drużyny i nie zmienił tego nawet w miarę dobry mundial w Japonii i Korei ?– tłumaczy Wilmots.
Jeden system gry
Na wielki turniej Belgowie czekają znacznie dłużej. Po raz ostatni zachwycali w 1986 roku, kiedy Enzo Scifo, Franky'ego Vercauterena czy Jana Ceulemansa dopiero w półfinale zatrzymali Argentyńczycy, późniejsi mistrzowie świata. Teraz – jak pisał kilka tygodni temu dziennik „Le Soir" – swoją wartość ma udowodnić druga „złota generacja".
Wilmots ma do dyspozycji piłkarzy wycenianych na setki milionów euro, których wartość podbiły sukcesy z minionego sezonu klubowego. Thibaut Courtois i Toby Alderweireld oprócz tytułu mistrzów Hiszpanii z Atletico Madryt mają w CV finał Ligi Mistrzów. Vincent Kompany z Manchesterem City wygrał Premiership, Thomas Vermaelen z Arsenalem zdobył Puchar Anglii, a Edena Hazarda z Chelsea uznano za najlepszego młodego piłkarza ligi angielskiej. Z Bayernem tytuł mistrzowski i triumf w Pucharze Niemiec świętował Daniel van Buyten, z Napoli Puchar Włoch wzniósł w górę Dries Mertens.
To ich najjaśniej oświetlały światła reflektorów. Ale w klubach najsilniejszych lig europejskich kluczowe role odgrywali też inni Belgowie, a w rodzimej Eerste Klasse dojrzewają kandydaci na kolejne gwiazdy, jak choćby Thorgan Hazard, młodszy brat Edena, który talentem wcale mu nie ustępuje. Futbolowe bogactwo 11-milionowego kraju z ledwie 34 zawodowymi klubami nie jest przypadkiem.