Korespondencja ?z Rzymu
Włosi przeżywają pomundialową traumę. Podobnie jak cztery lata temu w RPA, gdzie bronili tytułu, nie wyszli z grupy.
„Gazzetta dello Sport" skomentowała brazylijską klęskę jednym słowem: „Upadek". Powracającą ekipę na lotnisku w Mediolanie spotkała ze strony kibiców najokrutniejsza z kar: totalna obojętność. Gazety piszą, że futboliści ośmieszyli naród przed światem. Można też wyczytać („Il Giornale"): „W futbolu nie znaczymy już nic. Jak na scenie międzynarodowej, gdzie inni też dyktują nam warunki", co jest czytelną aluzją do kanclerz Merkel. Ze sportowych mediów, ale też z ust kibiców dobiega lament: „Nie ma ani drużyny, ani trenera, ani futbolowego związku". Faktycznie starsi gracze, w tym kapitan Gianluigi Buffon, ogłosili, że rozstają się z kadrą. Nieodwołalną rezygnację złożył Cesare Prandelli, a także szef i wiceszef związku futbolowego.
Wypalanie żelazem
Odium druzgocącej krytyki spadło na wszystkich. Prandellemu zarzucają nadmiar ambicji i szaleństwo, bo postanowił zmienić włoskie futbolowe DNA, czyli gorącym żelazem wypalić wpajany piłkarzom od pokoleń system gry opierający się na żelaznej obronie, dyscyplinie taktycznej, sprycie i kontrataku, by zastąpić je hiszpańsko-niemiecką hybrydą: posiadanie piłki i dyktowanie rywalom warunków gry. Jak złośliwie zauważył Gianluca Vialli, „Pierwszy etap powiódł się śpiewająco, a drugi wprost przeciwnie. Dlatego nie graliśmy nic". Beppe Bergomi stwierdził, że była to bardzo ryzykowna operacja na otwartej futbolowej duszy, ale się nie udała i pacjent skonał w bólach. Inni fachowcy podnoszą, że Prandelli zamiast być selekcjonerem, usiłował w reprezentacji uczyć piłkarzy futbolu od nowa, jak to ze znakomitym skutkiem robił przedtem w prowadzonych przez siebie klubach. Tyle że miał na to o wiele mniej czasu, a przed sobą piłkarzy już dawno ukształtowanych, więc poniósł klęskę.
Zarzucono też Prandellemu, że pozwolił zamienić ośrodek treningowy w Mangaratibie na luksusowe centrum wypoczynkowo-rozrywkowe z żonami, dziećmi i narzeczonymi piłkarzy. „Jak w takich warunkach można się skupić, zjednoczyć, rozmawiać o zbliżającym się ważnym meczu?" – grzmiał Paolo Rossi, mistrz świata i król strzelców mundialu 1982. Vialli powiedział, że piłkarze, zamiast skoncentrować się na futbolu, odtworzyli sobie w Brazylii wygodne i rozleniwiające warunki rodzinnych pieleszy.