Przed mundialem z piłkarzami Brazylii pracował sztab psychologów. Dzięki temu mieli się stać odporni na presję, która w ogarniętym futbolową gorączką kraju ma im towarzyszyć przez kilka tygodni. Po meczu z Chile wiemy już, że sesje terapeutyczne pomogły niewiele. Groźba odpadnięcia z turnieju skutecznie zniszczyła wszelkie mechanizmy obronne.
„Opuszczając stadion, zarówno zawodnicy, jak i członkowie sztabu szkoleniowego wyglądali jak mentalne wraki. Niektórzy wyraźnie nie poradzili sobie ze stresem i huśtawką nastrojów. A to w sytuacji, gdy stawka będzie tylko rosła, nie jest dobra wiadomość" – pisał po awansie jeden z publicystów dziennika „Folha de Sao Paulo".
Metr jak kilometr
Aby uspokoić nerwy, piłkarzy Scolari będzie musiał sięgnąć po triki motywacyjne, ale przekonanie zawodników, że mecz z Chile uczynił ich jeszcze silniejszymi, wcale nie będzie łatwe. Na początek trener dał wszystkim 24 godziny wolnego.
– Jedźcie do domów i postarajcie się odpocząć – powiedział na pożegnanie. O pełną regenerację fizyczną przed piątkowym starciem z Kolumbią obaw nie ma nikt. Stawienie czoła stresowi w kolejnym spotkaniu to jednak zupełnie co innego.
Neymar jedenastkę dającą zwycięstwo z Chile zapamięta do końca życia. – Te kilka metrów dzielące mnie od piłki było jak kilka kilometrów. Moment przed oddaniem strzału dłużył mi się jak całe wieki. Ten karny postarzał mnie o kilka lat – zwierzał się w „Mundo Deportivo". Tak mówi piłkarz, na którego barki Brazylijczycy złożyli największą odpowiedzialność za sukces w mistrzostwach.