Przed mistrzostwami bukmacherzy widzieli Lukaku wśród najlepszych strzelców turnieju. Wyżej wyceniano tylko szanse Leo Messiego, Neymara, Cristiano Ronaldo i Sergio Aguero. Ale w fazie grupowej Belg zawodził, dwa pierwsze mecze kończył po godzinie, trzeci przesiedział na ławce. Bitwę z Amerykanami rozstrzygnął, wchodząc na boisko dopiero w dogrywce.
– Nie jestem żadnym bohaterem. Jeśli już, to jednym z 23. To był nasz najlepszy mecz na tych mistrzostwach. Wreszcie zagraliśmy na miarę oczekiwań, udowodniliśmy, że każdy musi się z nami liczyć – mówił po zakończeniu spotkania. – Byliśmy wielcy, ale to Romelu pokazał nam drogę do siatki – podkreślał trener Marc Wilmots. Na Lukaku stawiał konsekwentnie, czasem wbrew kibicom.
Kiedy z powodu kontuzji ze składu na mundial wypadł Christian Benteke, belgijski selekcjoner właśnie Lukaku mianował pierwszym snajperem reprezentacji. Fani nie byli jednak przekonani. Wytykali mu przeciętny sezon w Evertonie, martwili zaległościami treningowymi spowodowanymi niedawną kontuzją kostki. Wątpliwości budziła też skuteczność napastnika – kwalifikacje do mistrzostw zakończył z zaledwie dwoma trafieniami. Dziś krytycy Lukaku milczą.
Na co dzień jest marzycielem. – Chodzę z głową w chmurach, potwierdzą to koledzy z reprezentacji i z klubu. Ale na boisku nie pozwalam sobie na dekoncentrację, jestem agresywny, błyskawicznie podejmuję decyzje. Futbol traktuję niezmiernie poważnie, dla mojego zespołu zrobię wszystko. I chcę być najlepszy – powiedział niedawno dziennikarzom „Daily Mail".
W Brazylii Lukaku gra nie tylko o reprezentacyjną chwałę, ale także o swoją klubową przyszłość. Ostatni sezon spędził w Evertonie, ale cały czas pozostaje zawodnikiem Chelsea. Jose Mourinho nadal nie podjął decyzji, czy po mistrzostwach sprowadzi go z powrotem na Stamford Bridge, piłkarz też nie może się zdecydować, czy chciałby wrócić do Londynu. W odstępie kilku dni potrafi powiedzieć: „marzę o transferze" i „Chelsea to wielki klub z wielkim trenerem, dla którego gra byłaby zaszczytem".