Na Pelem zarabia tu całe miasto, ale w czasie mundialu ważny jest też Didi. Didi jest fryzjerem i ostrzygł lub ogolił wszystkich polskich dziennikarzy, wystarczy prześledzić ich wpisy na facebooku. Pewnie podobnie jest w innych krajach. Jego "salon" znajduje się 50 metrów od stadionu Santosu. Didi nie mówi w innym języku, niż portugalski, ale zdaje się nie przejmować, że meksykański dziennikarz nie rozumie nic z tego, co do niego mówi. Pierwsza zasada Didiego mówi zresztą o tym, żeby nie powtarzać tego, co opowiadają mu jego klienci, a że jego klientem jest Pele, to rozsądna zasada. Bezpieczna. Zresztą, żeby nagrać Didiego trzeba zapłacić. Na ścianie za jego plecami wiszą pamiątki do kupienia: czapeczki, koszulki, szaliki. Od 50 do 200 reali. A potem możesz nagrywać jak strzyże i opowiada o sukcesach Santosu.
Jego salon nazywa się: "Didi, fryzjer Pelego i także twój". Pele na pewno dał mu na to zgodę, nie wiadomo czy pobiera procent. Na wszystkich ścianach wiszą oprawione zdjęcia, głównie z Królem, ale jest też karykatura kilku ważnych postaci Santosu z listem od prezydenta klubu: "Didi, zazdroszczę ci, bo widziałeś te wszystkie sukcesy i byłeś wtedy z drużyną i będziesz dalej." Didi to człowiek-instytucja, powie gdzie pójść, żeby spotkać kogoś ciekawego, gdzie zjeść obiad, gdzie są najwyższe fale. Powie za kilkadziesiąt reali oczywiście, z uśmiechem na ustach.
Futbol i kawa
Santos wyrósł na kawie. Brazylia produkuje jej najwięcej od 150 lat, przez dekady to miasto było jej stolicą. Budynki w uliczkach przy porcie mają piękne fasady. Zniszczone, ale ciągle okazałe. Po otworzeniu drzwi okazuje się, że w środku nie ma mieszkań, ale wielkie magazyny. Kamienica może mieć nawet 50 metrów długości – od strony portu wjeżdżała tam kawa, od strony ulicy wozy kupców, dlatego drzwi mają formę odwróconej litery U. Jeden z budynków, Casa Da Frontaria Azulejada, od frontu pokryty jest typowymi dla portugalskich kolonizatorów ceramicznymi płytkami, został odnowiony. W środku stoją ławki, ludzie czytają książki. Widać, że czasami jest tam budowana scena i odbywają się koncerty. Większość starych magazynów zamieniono teraz na parkingi. Nie można do nich wjechać samemu, zostawia się samochód przed bramą i dostaje się kwitek. Parkingowy ma odpowiedzialne zadanie, upycha w jednym magazynie nawet kilkanaście aut.
W Santosie ciężko byłoby zdradzać żonę. Żyje tu niby ponad 400 tysięcy mieszkańców, ale wszyscy wydają się znać. Albo inaczej – wszyscy znają Pelego, a jemu to, że był wielkim piłkarzem, w zdradzaniu żony akurat bardzo pomagało. Santos ma swoją historię dla turystów, ma tez kilka lokalnych, bardziej bolesnych. W 1978 roku Pele rozwiódł się Rosemari po dwunastu latach małżeństwa, miał z nią troje dzieci, między innymi Edinho, który tuż przed mundialem został skazany na 33 lata więzienia za udział w grupie przestępczej. Cztery lata temu król futbolu rozwiódł się ze swoją drugą żoną Assirą, która urodziła mu bliźnięta. Nie, że w całej Brazylii czy na całym świecie, ale w samym Santosie kilka osób uważa się za potomstwo piłkarza. Ludzie wiedzą, gdzie mieszkała Sandra Regina, która dopiero przed sądem udowodniła to, że jest córką Pelego. Skończyło się na badaniu kodu DNA, wygrała. Osiem lat temu zmarła, była cenionym radnym miasta.
W dzielnicy portowej imponuje stary budynek giełdy. Już nie działa, bo w latach siedemdziesiątych ważniejsze stały się giełdy w Londynie i Nowym Jorku. Na szczęście nadal można wejść do środka i napić się kawy. W Brazylii kawa jest ponoć najlepsza na świecie, ale w lokalnych knajpkach podają lurę w termosie. Co innego tutaj, po prawej stronie od wejścia wisi mapa kraju, na której pokazane jest, w którym miejscu zbiera się jaki gatunek. W okolicach Sao Paulo najpopularniejsza jest Arabica Brasilia Santos. Zamawiając kawę musisz powiedzieć o trzech właściwościach, jakie sobie życzysz: stopień palenia, kwaskowatość i moc.
To mniej więcej tak, jak piłkarscy agenci przyjeżdżający do Santosu szukać gwiazd. Też określają pożądane cechy: szybkość, drybling, wiek. Kilkanaście lat temu władze zadłużonego klubu pomyślały, co może być ich najszybszą ucieczką na powierzchnię. Skoro grał tu Pele, Gilmar, Pepe czy Carlos Alberto, to może warto przedstawić ten klub, jako klub, w którym rodzą się gwiazdy. Zaczęła się praca u podstaw, budowano wizerunek szkoły wychowującej następców króla futbolu. Sukces miał swoje imię, odbudowa potęgi zaczęła się po mistrzostwie świata w 2002 roku. Marcelo Teixeira zaczął stawiać na to, co przyniosło zyski klubom w Europie. Zainwestował w szkółkę piłkarską, zbudował ośrodek treningowy imienia Króla Pelego, zatrudnił wreszcie ludzi do działu marketingu i promocji, powstały oficjalne klubowe pamiątki.