Ile wart jest Jezus Chrystus?

Santos. Król futbolu Pele rządzi w swoim mieście. Poddani płaczą, wspominając wizyty władcy, klub produkuje jego kopie.

Publikacja: 09.07.2014 02:00

Ile wart jest Jezus Chrystus?

Foto: AFP

Michał Kołodziejczyk ?z Santosu

Dziesiątka jeździła kiedyś z tabliczką "Porto", ale od miesiąca ma lepszą nazwę. Dziesiątka teraz to "Pele", bo tramwaj jedzie wprost do otwartego niedawno muzeum. Kosztowało siedemnaście milionów euro, ale nikt nie protestował. Po pierwsze dlatego, że ma szanse przynieść większe zyski niż niektóre stadiony pobudowane na mundial, po drugie: bo królowi się należy. Diego Armando Maradona kpił kiedyś z Pelego, mówiąc, że nie interesuje go jego zdanie, bo miejsce Brazylijczyka jest w muzeum. W Santosie przyznali mu rację i postanowili na tym zarabiać.

Muzeum Króla

Muzeum powstało tuż przy porcie, największym w Ameryce Południowej. Dzielnica jest zaniedbana, dopiero teraz pozyskano środki na jej rewitalizację. Pele i jego legenda mają ożywić to miejsce. O Rei – król – jak o nim mówią, przyjechał osobiście przeciąć wstęgę w towarzystwie wiceprezydenta Brazylii. Witały go tłumy. Prezydent Dilma Rousseff przysłała tylko list, bo w żadnym miejscu w kraju nie może liczyć na aplauz. Napisała, że to, czego dokonał Pele jest częścią historii całego narodu.

W niedzielne popołudnie w dzielnicy portowej muzeum to jeden z nielicznych otwartych budynków, pozamykane są restauracje, zupełnie puste są ulice i place. W muzeum dary od Króla, 170 eksponatów, a poza tym sztampa: zdjęcia, cytaty, składy drużyn. - Różnica między Pelem a Alferdo di Stefano jest taka, że Di Stefano wszystko umie, ale Pele to wymyślił – to napis z jednej ze ścian. Dlaczego muzeum kosztowało tak wiele wyjaśniają zdjęcia z jego budowy. Trzy lata temu naprzeciwko starego budynku kolejowego nie było nic poza fasadą obecnego miejsca hołdu Pelego. Tak wygląda tu zresztą większość pozostałych budynków.

Wrażenie robi część multimedialna, pełna dzieciaków. Mogą tu strzelić karnego i zabawić się, że jest to ich tysięczny gol w karierze. Mierzona jest siła strzału, przygotowano do pokonania slalom, można zagrać też w piłkarską wersję „Milionerów". No i zdjęcie z Pelem, wybierasz z którego meczu, stajesz na tle zielonej ściany i podajesz adres mejlowy. Gotowy produkt czeka na skrzynce pocztowej po kwadransie, jest tak kiczowaty, że zgrzytają zęby. Obowiązkiem każdego zwiedzającego jest też przejście przez sklep, w którym wszystkie produkty opatrzone są logiem Pele TM, czyli Pele Trade Mark, znak handlowy. Bo król futbolu jest teraz towarem.

Na Pelem zarabia tu całe miasto, ale w czasie mundialu ważny jest też Didi. Didi jest fryzjerem i ostrzygł lub ogolił wszystkich polskich dziennikarzy, wystarczy prześledzić ich wpisy na facebooku. Pewnie podobnie jest w innych krajach. Jego "salon" znajduje się 50 metrów od stadionu Santosu. Didi nie mówi w innym języku, niż portugalski, ale zdaje się nie przejmować, że meksykański dziennikarz nie rozumie nic z tego, co do niego mówi. Pierwsza zasada Didiego mówi zresztą o tym, żeby nie powtarzać tego, co opowiadają mu jego klienci, a że jego klientem jest Pele, to rozsądna zasada. Bezpieczna. Zresztą, żeby nagrać Didiego trzeba zapłacić. Na ścianie za jego plecami wiszą pamiątki do kupienia: czapeczki, koszulki, szaliki. Od 50 do 200 reali. A potem możesz nagrywać jak strzyże i opowiada o sukcesach Santosu.

Jego salon nazywa się: "Didi, fryzjer Pelego i także twój". Pele na pewno dał mu na to zgodę, nie wiadomo czy pobiera procent. Na wszystkich ścianach wiszą oprawione zdjęcia, głównie z Królem, ale jest też karykatura kilku ważnych postaci Santosu z listem od prezydenta klubu: "Didi, zazdroszczę ci, bo widziałeś te wszystkie sukcesy i byłeś wtedy z drużyną i będziesz dalej." Didi to człowiek-instytucja, powie gdzie pójść, żeby spotkać kogoś ciekawego, gdzie zjeść obiad, gdzie są najwyższe fale. Powie za kilkadziesiąt reali oczywiście, z uśmiechem na ustach.

Futbol i kawa

Santos wyrósł na kawie. Brazylia produkuje jej najwięcej od 150 lat, przez dekady to miasto było jej stolicą. Budynki w uliczkach przy porcie mają piękne fasady. Zniszczone, ale ciągle okazałe. Po otworzeniu drzwi okazuje się, że w środku nie ma mieszkań, ale wielkie magazyny. Kamienica może mieć nawet 50 metrów długości – od strony portu wjeżdżała tam kawa, od strony ulicy wozy kupców, dlatego drzwi mają formę odwróconej litery U. Jeden z budynków, Casa Da Frontaria Azulejada, od frontu pokryty jest typowymi dla portugalskich kolonizatorów ceramicznymi płytkami, został odnowiony. W środku stoją ławki, ludzie czytają książki. Widać, że czasami jest tam budowana scena i odbywają się koncerty. Większość starych magazynów zamieniono teraz na parkingi. Nie można do nich wjechać samemu, zostawia się samochód przed bramą i dostaje się kwitek. Parkingowy ma odpowiedzialne zadanie, upycha w jednym magazynie nawet kilkanaście aut.

W Santosie ciężko byłoby zdradzać żonę. Żyje tu niby ponad 400 tysięcy mieszkańców, ale wszyscy wydają się znać. Albo inaczej – wszyscy znają Pelego, a jemu to, że był wielkim piłkarzem, w zdradzaniu żony akurat bardzo pomagało. Santos ma swoją historię dla turystów, ma tez kilka lokalnych, bardziej bolesnych. W 1978 roku Pele rozwiódł się Rosemari po dwunastu latach małżeństwa, miał z nią troje dzieci, między innymi Edinho, który tuż przed mundialem został skazany na 33 lata więzienia za udział w grupie przestępczej. Cztery lata temu król futbolu rozwiódł się ze swoją drugą żoną Assirą, która urodziła mu bliźnięta. Nie, że w całej Brazylii czy na całym świecie, ale w samym Santosie kilka osób uważa się za potomstwo piłkarza. Ludzie wiedzą, gdzie mieszkała Sandra Regina, która dopiero przed sądem udowodniła to, że jest córką Pelego. Skończyło się na badaniu kodu DNA, wygrała. Osiem lat temu zmarła, była cenionym radnym miasta.

W dzielnicy portowej imponuje stary budynek giełdy. Już nie działa, bo w latach siedemdziesiątych ważniejsze stały się giełdy w Londynie i Nowym Jorku. Na szczęście nadal można wejść do środka i napić się kawy. W Brazylii kawa jest ponoć najlepsza na świecie, ale w lokalnych knajpkach podają lurę w termosie. Co innego tutaj, po prawej stronie od wejścia wisi mapa kraju, na której pokazane jest, w którym miejscu zbiera się jaki gatunek. W okolicach Sao Paulo najpopularniejsza jest Arabica Brasilia Santos. Zamawiając kawę musisz powiedzieć o trzech właściwościach, jakie sobie życzysz: stopień palenia, kwaskowatość i moc.

To mniej więcej tak, jak piłkarscy agenci przyjeżdżający do Santosu szukać gwiazd. Też określają pożądane cechy: szybkość, drybling, wiek. Kilkanaście lat temu władze zadłużonego klubu pomyślały, co może być ich najszybszą ucieczką na powierzchnię. Skoro grał tu Pele, Gilmar, Pepe czy Carlos Alberto, to może warto przedstawić ten klub, jako klub, w którym rodzą się gwiazdy. Zaczęła się praca u podstaw, budowano wizerunek szkoły wychowującej następców króla futbolu. Sukces miał swoje imię, odbudowa potęgi zaczęła się po mistrzostwie świata w 2002 roku. Marcelo Teixeira zaczął stawiać na to, co przyniosło zyski klubom w Europie. Zainwestował w szkółkę piłkarską, zbudował ośrodek treningowy imienia Króla Pelego, zatrudnił wreszcie ludzi do działu marketingu i promocji, powstały oficjalne klubowe pamiątki.

Sieć Santosu rozwinęła się na całą Brazylię, a nawet poza jej granice. Swoje oddziały ma między innymi w Stanach Zjednoczonych i Paragwaju, w regionach poza Sao Paolo jest ich ponad trzydzieści, łączniem blisko sto.Wszystko zorganizowane jest w pełni profesjonalnie, powstają szkoły z internatami, skauci codziennie przysyłają informacje o nowych, potencjalnych gwiazdach, które pomogą Santosowi utrzymywać się w czołówce. To chyba nie przypadek, że z tego portowego miasta w ostatniej dekadzie wyszli tacy zawodnicy, jak Diego, Robinho czy wreszcie Neymar – bohater narodowy całej Brazylii w trakcie tego mundialu.

W „Museu das conquistas", które znajduje się na stadionie Santosu uczestniczymy w wielkiej imprezie. Budynek odwiedził Jose Macia, pseudonim Pepe. To najlepszy strzelec w historii Santosu, we wszystkich rozgrywkach strzelił dla tego klubu 405 goli, dwukrotny mistrz świata z 1958 i 1962 roku. Wszyscy pracownicy muzeum są zachwyceni wizytą, pojawiają się kamery, błyskają flesze. - Nie sądzę, żeby Neymar był w stanie poprowadzić reprezentację do mistrzostwa świata, bo inne drużyny nie są od nas słabsze. Do Pelego mu dużo brakuje, w wieku Neymara miał już dwa złote medale z mundiali, ale to był piłkarz kompletny. Lewa noga, prawa noga, głowa, strzała z dystansu, Pele był z innej planety, chyba z Saturna – mówi nam Pepe. Nie wiedział jeszcze, że dla Neymara ostatnim meczem turnieju był ćwierćfinał z Kolumbią.

Pani Wanda

Król Santosu jest jeden, Pele – inni, młodzi, zdolni to najwyżej książęta. Wystarczy przejść się przez miasto. Na znajomościach z królem futbolu chcą tu zarobić wszyscy. Goncalo, prowadzący bar, tuż przy muzeum denerwuje się na pytania o Pelego - tak, ma jego zdjęcia na ścianie, ale przecież sam grał z nim w Santosie i był dobrym piłkarzem. Johnny Costa jest pół-Włochem, założył knajpę obok muzeum, żeby skorzystać na sławie Króla, nazwał ją „Camisa 10", nie trzeba tłumaczyć. Inni reagują dużo bardziej spontanicznie. Carlos Eduardo Fernandes prowadzi w centrum miasta bar Padaria a Santinista, Pele był u niego trzy razy.

Kiedy Carlos wspomina te wizyty, płacze, chyba nie jest to na pokaz, nie zostawiamy u niego wielkich pieniędzy. Do Carlosa wpada też Neymar, który ma mieszkanie w pięknym i bogatym apartamentowcu tuż obok. - To dobry chłopak, staram się go karmić jak najlepiej, żeby później dobrze grał w piłkę – w to uwierzyć już trochę trudniej. Nasz rozmówca nakręca się coraz bardziej: - Teraz piłkarze odchodzą z Santosu za dziesiątki milionów dolarów, ale ile wart byłby Pele? A ile jest wart Jezus Chrystus? - pyta.

Od Pelego w Santosie nie można uciec nawet podczas kolacji. W restauracji „Vista ao mar", czyli „Widok na morze" gości obsługuje Francisco, właściciel. Nie wspomina o futbolu serwując kalmary, homary i krewetki, ale tuż przy wyjściu wisi jego zdjęcie z Królem. Francisco chętnie opowiada o historii tej fotografii, Pele wpadł tutaj coś zjeść 24 lata temu. „Vista ao mar" nie była wtedy jeszcze tak cenionym lokalem. Mówił nam o tym Didi Fryzjer: - Pele ma szacunek do normalnych ludzi, po jego zachowaniu nie widać, jak wiele osiągnął. Tak, w Brazylii, wiedzą, że w Eurpie wizerunek tego człowieka, przez reklamowanie banków czy supermarketów, traktowany jest wyłącznie, jako maszynka do zarabiania pieniędzy. Ale w Santosie Pele jest inny, bo jest sobą.

W Santosie Pele ma także swój pomnik. Skromny, na czas mistrzostw ubrany w żółto-zieloną koszulkę. Tam mam niezwykłe spotkanie, nie pasujące do historii. - Mówicie po polsku? - pyta się starsza, podpierająca się laską pani. Ma na imię Wanda, z domu Taraszkiewicz. Do Sao Paulo trafiła jako dwuletnie dziecko, rodzice mówili po polsku, ale w całej rodzinie z tą umiejętnością została już tylko ona. Tata miał jedyną w mieście farbiarnię tkanin, szło mu doskonale, jego córki mogły mieć salon mody. Pani Wanda do Brazylii wyjechała z Litwy, jej rodzina tam poszła tam „razem z królową". Pyta nas czy wiemy kto jest na pomniku w koszulce Brazylii, będziemy jej się śnili.

Piłka nożna
Koniec z Viaplay. Premier League będzie miała nowego nadawcę
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Piłka nożna
Eliminacje mistrzostw świata. Kiedy i z kim zagra reprezentacja Polski?
Piłka nożna
Loteria wizowa. Z kim zagra Polska o mundial w 2026 roku?
Piłka nożna
Guardiola szuka leku na kryzys Manchesteru City
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Piłka nożna
Co czeka Jagiellonię i Legię w Lidze Konferencji? Tabela po 5. kolejce