Wydawało się, że dziś – w dobie internetu i szybkiego przepływu informacji – wszyscy piłkarze, którzy pojawili się na boiskach Brazylii, zostali wcześniej prześwietleni pod każdym możliwym kątem przez największe kluby świata. Że nie powtórzy się już sytuacja, jaka miała miejsce chociażby na Euro '96, gdy po turnieju najbardziej chodliwym towarem na rynku transferowym stali się Czesi, którzy niespodziewanie doszli aż do finału, ale wcześniej byli piłkarzami niemal anonimowymi.
Na szczęście po raz kolejny się okazało, że futbol potrafi zaskakiwać.
Największą sensacją mistrzostw zostali oczywiście reprezentanci Kostaryki, a najlepszym zawodnikiem ekipy kolumbijskiego trenera Jose Manuela Pinto był bramkarz Keylor Navas. Powiedzieć z ręką na sercu, że Navas był anonimem, nie można – w końcu w poprzednim sezonie tylko cztery czołowe drużyny Primera Division straciły mniej goli niż jego Levante, ale mimo świetnej postawy Navasa w lidze nie był on przed mundialem łączony z żadnym wielkim klubem.
Tymczasem w ubiegłym tygodniu okazało się, że reprezentant Kostaryki jest bardzo bliski przejścia do Bayernu Monachium. Oczywiście szans na posadzenie na ławce Manuela Neuera nie ma wielkich, ale sam fakt transferu do jednego z pretendentów do triumfu w Lidze Mistrzów ma swoją wymowę. W pewnym momencie mówiło się nawet, że Navas miałby trafić do Barcelony, która przecież szuka bramkarza po tym, gdy skończył się kontrakt Victorowi Valdesowi, jednak Katalończycy zdecydowali się podpisać umowę z Claudio Bravo. Bramkarz reprezentacji Chile parafował kontrakt tuż przed spotkaniem 1/8 finału, w którym jego reprezentacja odpadła z Brazylią.
Bravo nie spotka jednak w stolicy Katalonii swojego kolegi z reprezentacji Alexisa Sancheza. On bowiem przeniósł się do Arsenalu. Sanchez poprzedniego sezonu do udanych zaliczyć nie może. Podczas mistrzostw w Brazylii zobaczyliśmy jego całkowicie inne oblicze. Przestał być mało ogarniętym skrzydłowym z wyjątkową skłonnością do podejmowania złych decyzji, a stał się walczącym zarówno w obronie, jak i w ataku, liderem zespołu. Nagle okazało się, że Sanchez w czerwonej koszulce reprezentacji to zupełnie inny – lepszy – zawodnik. Teraz w Londynie okaże się, czy faktycznie czerwień mu służy.