Niemcy wygrali zasłużenie, Brazylia sama sobie zgotowała ten los, a co pana mile zaskoczyło?
Postawa reprezentacji z Ameryki Łacińskiej. Cały kontynent wyszedł z cienia Argentyny i Brazylii. Radość z gry, połączona z dyscypliną taktyczną, pokazywana przez Kolumbię, Kostarykę, Meksyk i Chile, to jedna ze zdobyczy mistrzostw. James Rodriguez to najprzyjemniejsze odkrycie, bo chociaż występuje w AS Monaco, to przecież, bądźmy szczerzy, był znany tylko fachowcom i swoim kibicom. W czasach, w których nic się nie ukryje, przyjeżdża ktoś taki na mundial i zostaje królem strzelców. Takie sytuacje to sama radość.
A przykrość?
Może nie tyle przykrość, ile rozczarowanie to postawa Leo Messiego. Złota Piłka dla najlepszego zawodnika turnieju to trochę mydlenie oczu. Widziałem, że on sam, inteligentny chłopak, był nieco zakłopotany, kiedy odbierał tę nagrodę. Najlepszy piłkarz świata musi przechylić szalę, a on w fazie pucharowej nie strzelił żadnej bramki. A już rzut wolny w ostatniej minucie dogrywki w finale miał w sobie coś z desperacji. Jeśli Messi myślał, że pokona Neuera z rzutu wolnego z odległości 30 metrów od bramki, to chyba rozstał się na chwilę z rozumem. I wyszedł z tego jakiś strzał rozpaczy w trybuny. Tak się zdarza, ale szkoda chłopaka. Miał dogonić Diego Maradonę, a nawet się do niego nie zbliżył.
Hiszpania też odjechała w niebyt...
Ta drużyna się skończyła, ale koncepcja jej gry, nazywana tiki taką, chyba nie. Hiszpanie przyjechali do Brazylii zmęczeni sezonem i nasyceni sukcesami. To miało decydujące znaczenie. Zamiast walki, wybiegania widzieliśmy męczarnie. Poza tym w każdej wielkiej drużynie z aspiracjami był dobry bramkarz. Iker Casillas nie tylko nie pomógł, lecz przyczynił się do porażek. Ale Hiszpania nadal jest mocna, bo ma z czego wybierać. Myślę, że wróci jeszcze do wysokiej formy, chociaż już z innymi zawodnikami.