Kiedy już w czwartej minucie meczu z Legią Cracovia objęła prowadzenie, wydawało się, że wróciły koszmary mistrzów Polski. Obrońcy z Warszawy patrzyli bezradnie, jak gospodarze wymieniają dwanaście podań, a Dawid Nowak po pięknej asyście Marcina Budzińskiego pokonuje Dusana Kuciaka.
Legia znów zaczęła spotkanie w eksperymentalnym składzie. Trener Henning Berg przed środowym meczem z Celtikiem Glasgow w eliminacjach Ligi Mistrzów oszczędzał piłkarzy. W meczowej kadrze nie było m.in. Michała Żyry, Tomasza Brzyskiego i Michała Kucharczyka. Dopiero w drugiej połowie na boisko weszli Ondrej Duda i Ivica Vrdoljak, zmieniając Miroslava Radovicia i Tomasza Jodłowca.
Jodłowiec dał Legii prowadzenie, Vrdoljak ustalił wynik na 3:1, wykorzystując rzut karny. Wcześniej bramkę zdobył Jakub Kosecki, czekał na nią w ekstraklasie od ponad roku. To był pierwszy celny strzał mistrzów Polski, ale – w przeciwieństwie do spotkania z Bełchatowem przy Łazienkowskiej – nie jedyny. – Powstaliśmy z popiołów – cieszył się Marek Saganowski. Radość burzy tylko kontuzja Dusana Kuciaka, który w starciu z Dariuszem Zjawińskim (król strzelców pierwszej ligi kiedyś nie przebił się w Legii) uszkodził operowane przed rokiem kolano. – To nie jest poważny uraz. Dusan powinien być gotowy na mecze z Celtikiem – uspokaja Berg.
Brak Kuciaka byłby dużą stratą, Konrad Jałocha pokazał w Krakowie, że do Słowaka brakuje mu sporo – jak przy interwencji po uderzeniu Budzińskiego, kiedy piłka prześliznęła się mu pod ręką i zatrzymała na słupku. Gdyby wpadła do bramki, ta sytuacja mogłaby konkurować z tym, co w piątek zrobił Richard Zajac z Podbeskidzia. Popełnił błąd, który kosztował jego drużynę trzy punkty – przy wyprowadzaniu piłki trafił w Macieja Makuszewskiego. Odbita od niego piłka wpadła do bramki. Lechia wygrała z Podbeskidziem na PGE Arenie pierwszy raz, ale wciąż nie przekonała, że po letniej kadrowej rewolucji zasługuje na tytuł trzeciej siły ekstraklasy.
Na razie bliżej do tego Pogoni. Dwa mecze, sześć punktów, siedem zdobytych goli – i to wszystko bez swoich gwiazd: sprzedanego do Rosji Japończyka Takafumiego Akahoshiego i króla strzelców ubiegłego sezonu Marcina Robaka, który podpisał wprawdzie kontrakt z Guizhou Renhe, ale gościnnie trenuje w Szczecinie i być może do Chin w ogóle nie wyjedzie.