Reklama
Rozwiń

PZPN ma problem

Szef Komisji Licencyjnej związku Krzysztof Sachs pracuje w firmie mającej kontakty biznesowe z klubami, którym potem przyznaje licencje.

Publikacja: 07.08.2014 02:00

Krzysztof Sachs i prezes PZPN Zbigniew Boniek, który obiecuje sprawdzić, czy nie dochodzi do konflik

Krzysztof Sachs i prezes PZPN Zbigniew Boniek, który obiecuje sprawdzić, czy nie dochodzi do konfliktu interesów

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Sachs nie ukrywa, że jest partnerem w Ernst & Young – szefem biura tej firmy we Wrocławiu. Tę informację można zresztą znaleźć, wpisując jego nazwisko w dowolną wyszukiwarkę internetową. Dopiero teraz zwróciło to uwagę kilku przedstawicieli zarządu PZPN, którzy doszukują się konfliktu interesów. Domagają się od PZPN wyjaśnienia sprawy Sachsa.

Firma, w której pracuje Sachs, pobiera wynagrodzenie od klubów zlecających jej wykonanie audytu, a następnie przewodniczący, zatrudniony w tejże firmie, decyduje o losach licencji dla tych zespołów. Tak to przynajmniej wygląda w teorii.

– Spytałem wprost pana Sachsa, czy współpracuje biznesowo z klubami ekstraklasy. Przyznał, że tak. Potwierdził, że jego firma obsługuje sześć klubów – oburza się członek zarządu PZPN Kazimierz Greń.

Kto uwierzy?

Krzysztof Sachs twierdzi, że z procesu decyzyjnego dotyczącego klubów, które obsługuje on sam albo jego firma, po prostu się wyłącza. – Kiedy w grudniu 2012 r. dostałem propozycję zostania szefem Komisji Licencyjnej, od razu powiedziałem, że to nie jest najlepszy pomysł, gdyż moja firma współpracuje z kilkoma klubami ekstraklasy. Lista tych klubów zresztą z roku na rok się zmienia. Wiceprezes Ekstraklasy SA, Marcin Animucki, który proponował mi tę funkcję, rozwiał jednak wątpliwości – tłumaczy „Rz" Sachs.

– Powiedział, że w nowym kształcie komisji, merytoryczna obróbka wniosków odbywa się w podkomisjach, w których przewodniczący nie musi i zwykle nie bierze udziału. Ekstraklasie chodziło natomiast o mój nadzór nad profesjonalizacją działań komisji, o to, żebym odpowiadał za kształt całego procesu. Najważniejszym jednak argumentem było to, że podręcznik licencyjny, zarówno PZPN, jak i UEFA, klarownie reguluje tę sytuację. Każdy kto jest wspólnikiem, kontrahentem lub konsultantem klubu ma obowiązek powstrzymać się od głosowania. Ja robię więcej, staram się w ogóle nie brać udziału w dyskusjach na temat klubów, w które jest zaangażowany Ernst & Young, i zawsze opuszczam salę na czas kluczowych dyskusji i głosowań. Co więcej, ze względu na bliskie relacje z władzami Wrocławia wyłączam się z postępowania w sprawie Śląska, choć formalnie nie jest to konieczne, bo Ernst & Young nie ma żadnej umowy z klubem. Ale skoro wiem, że mógłbym nie być obiektywny, to wyłączam się z decyzji dotyczących Śląska.

– To po co nam taki przewodniczący, skoro nie orzeka w sześciu przypadkach w szesnastozespołowej lidze – burzy się Greń. – Zresztą kto uwierzy, że w takich sytuacjach Sachs nie przegląda dokumentów? Nie wnioskuje? Wszystko załatwiają osoby trzecie?

– Przypomnę tylko, że Komisja orzeka w kwestii ponad 80 klubów: 50 z ekstraklasy, I i II ligi i ponad 30 futsalu. Odpowiadam za sprawność całego procesu obejmującego wszystkie scentralizowane rozgrywki. W okresie kiedy jestem szefem komisji, Ernst & Young nie podpisał ani jednej nowej umowy z żadnym klubem. Wszystkie kontrakty, które mamy, to  umowy dużo starsze. Umowa na audyt Wisły wygasła w czasie mojego szefowania komisji. Te fakty chyba rzucają jednoznaczne światło na kwestie czy wykorzystywałem stanowisko w PZPN do zdobywania kontraktów z klubami – kontruje Sachs.

– Z procesem licencyjnym powinno być jak z żoną Cezara – stanowczo twierdzi Andrzej Padewski, prezes Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej, jeden z członków zarządu.

– Pracownicy firm audytorskich są wyczuleni na konflikt interesów – mówi Sachs.  – Ktoś musiałby wskazać konkretną sytuację, w której moja praca w Ernst & Young wpłynęła na decyzję odnośnie do licencji dla któregoś z klubów. Po to w komisji zasiada 15 osób z bardzo różnych środowisk, żeby proces maksymalnie zobiektywizować. Gdybym próbował czerpać jakieś korzyści, ciągnąć w swoją stronę, to pozostali członkowie komisji by mi na to pozwolili i sprawa by nie wypłynęła?

Nagłe odkrycie

Sachs jako przewodniczący komisji ma dostęp do umów sponsorskich wszystkich klubów w sytuacji, gdy jego firma tylko z kilkoma współpracuje. Pomimo to działania opozycjonistów, którzy nagle postanowili „badać sprawę Sachsa", dziwią wiceprezesa PZPN i szefa Ekstraklasy SA Bogusława Biszofa: – Chcieliśmy skoku jakościowego obu komisji: licencyjnej i odwoławczej. Chcieliśmy ludzi może nie z pierwszej czwórki firm audytorskich, ale z pierwszej dziesiątki. Gdy przedstawialiśmy kandydatów na szefów i na członków załączaliśmy krótkie biografie każdego z nich. Przy panu Sachsie nikt nie ukrywał, że jest partnerem Ernst & Young. I nikt wtedy nie zgłaszał żadnych zastrzeżeń. Co więcej, gdy informowaliśmy ilu w porównaniu z poprzednią władzą mamy obecnie doradców podatkowych, audytorów, finansistów, to wszyscy byli zachwyceni. A teraz nagle pojawia się mowa o konflikcie interesów.

Sprawy nie można jednak bagatelizować, potencjalny konflikt interesów faktycznie może występować. Jeśli biuro, którego szefem jest Sachs, dostaje kontrakt na badanie audytorskie któregoś z klubów, to nawet jeśli przewodniczący, zgodnie z tym, co sam mówi, wyłącza się z dyskusji i głosowania nad wnioskiem licencyjnym tego klubu, to pozostaje etyczny zgrzyt.

– Wydaje mi się, że osoby, które nagle odkryły działalność pana Sachsa w firmie Ernst & Young przede wszystkim nie rozumieją do końca specyfiki pracy Komisji Licencyjnej. Tego nie można sprowadzić do kilku głosowań „za" czy „przeciw". To systemowa praca, wielomiesięczna, to aktualizowanie podręcznika licencyjnego, wprowadzanie nowych przepisów. To także nadzór. Chcieliśmy ludzi z firm audytorskich, bo oni się na tym znają. Wyobrażam sobie, że za kilka lat szefem komisji może być po prostu menedżer. Ale teraz mieliśmy do wyboru albo małomiasteczkowego buchaltera, albo profesjonalistę i postawiliśmy na to drugie rozwiązanie – twierdzi Biszof. – Jeśli ktoś ujawnia aferę, to ja mam dla niego kolejną. Szefem komisji odwoławczej jest pan Jan Letkiewicz, na co dzień pracownik firmy audytorskiej Grant Thornton, która właśnie została audytorem całego PZPN.

Atak opozycjonistów nie pozostał jednak bez odzewu. Prezes PZPN Zbigniew Boniek ponoć zlecił zbadanie sprawy i sprawdzenie, czy faktycznie nie dochodzi do konfliktu interesów. Na kolejnym posiedzeniu zarządu PZPN sprawa ma wrócić.

Sachs nie ukrywa, że jest partnerem w Ernst & Young – szefem biura tej firmy we Wrocławiu. Tę informację można zresztą znaleźć, wpisując jego nazwisko w dowolną wyszukiwarkę internetową. Dopiero teraz zwróciło to uwagę kilku przedstawicieli zarządu PZPN, którzy doszukują się konfliktu interesów. Domagają się od PZPN wyjaśnienia sprawy Sachsa.

Firma, w której pracuje Sachs, pobiera wynagrodzenie od klubów zlecających jej wykonanie audytu, a następnie przewodniczący, zatrudniony w tejże firmie, decyduje o losach licencji dla tych zespołów. Tak to przynajmniej wygląda w teorii.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Piłka nożna
Żegluga bez celu. Michał Probierz przegranym roku w polskiej piłce
Piłka nożna
Koniec trudnego roku Roberta Lewandowskiego. Czas odzyskać spokój i pewność siebie
Piłka nożna
Pokaz siły Liverpoolu. Mohamed Salah znów przeszedł do historii
Piłka nożna
Real odpalił fajerwerki na koniec roku. Pokonał Sevillę 4:2
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Piłka nożna
Atletico gra do końca, zepsute święta Barcelony
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku