Reklama
Rozwiń

Jagger przynosi pecha Brazylii

Fluminense. Pierwszy klub, pierwszy stadion, pierwsza piłka. Legia Warszawa współpracuje z legendą brazylijskiego futbolu

Publikacja: 08.08.2014 18:42

Mick Jagger w Brazylii traktowany jest jak żaba przynosząca pecha. Miejscowi kibice na Maracanie w trakcie ćwierćfinałowego meczu mundialu z Kolumbią trzymali w dłoniach podobizny wokalisty Rolling Stonesów z komiksową chmurką, w której Mick mówił, że trzyma kciuki za Jamesa Rodrigueza i jego kolegów. Pomogło, Brazylia wygrała 2:1 i awansowała dalej.

Jagger, niestety, pojawił się na stadionie w Belo Horizonte z synem, którego matka jest Brazylijką. Następnego dnia winnego upokorzenia w meczu z Niemcami znaleziono bardzo szybko. Przypomniano wszystkie niedźwiedzie przysługi Micka – w 1998 roku był na meczu Anglii z Argentyną, w 2006 roku pojawił się na stadionie podczas meczu Anglii z Portugalią, w 2010 r. kibicował trzem drużynom – Anglii, Stanom Zjednoczonym i Brazylii. Jego faworyci przegrali wszystkie mecze.

Złość kibiców

Jagger ma w Brazylii także ulubiony klub – Fluminense Rio de Janeiro. W 1984 roku przyjechał na decydujący o mistrzostwie stanowym mecz derbowy z Flamengo. 0:0 było do 75. minuty. Wtedy Mick wyszedł ze stadionu, a minutę później Fluminense strzeliło gola i zdobyło tytuł.

Jaggera w klubie lubią, ale nie wysyłają mu zaproszeń. Zdjęcie zapowiadające europejską trasę Rolling Stonesów z 1976 roku wisi jednak w honorowym miejscu klubowego muzeum. Ronnie Wood ma na sobie koszulkę Fluminense. Przewodnik mówi też, że w Sala Social, najbardziej reprezentacyjnym pomieszczeniu całego budynku, kręcono sceny z kasyna do filmu „Running out of Luck", w którym Jagger grał samego siebie.

Fluminense to na mapie brazylijskiego futbolu miejsce wyjątkowe. Transparent z napisem: „Aqui nasceu a selecao brasileira", czyli „Tutaj narodziła się brazylijska reprezentacja", zawieszony na jednej z trybun stadionu mówi wszystko.

21 lipca 1914 roku angielska drużyna Exeter City przyleciała do Brazylii z Buenos Aires. Reprezentacja gospodarzy składająca się wtedy głównie z piłkarzy z Rio i Sao Paulo wygrała swój pierwszy mecz w historii 2:0. Pierwszego gola strzelił Oswaldo Gomes.

Słowo „pierwszy" we Fluminense powtarzane jest na okrągło. To pierwszy klub w Brazylii, pierwszy stadion w Brazylii, pierwsza piłka – skórzana, z wielkim szwem, nasiąkała wodą i robiła się kilka razy cięższa niż na początku meczu. Do dzisiaj jest jednym z najcenniejszych eksponatów w muzeum. Pierwszego gola na nowej Maracanie też strzelił zawodnik Fluminense – Fred, napastnik, którym klub przed mundialem chwalił się na wielkich billboardach.

– Był najlepszym strzelcem Pucharu Konfederacji, który Brazylia wygrała rok temu, kiedy nic nie zapowiadało katastrofy na mistrzostwach. Fred to świetny chłopak, a teraz stał się symbolem porażki 1:7 z Niemcami w półfinale. Ma najtrudniej ze wszystkich zawodników Luisa Felipe Scolariego, bo Marcelo i Pepe pojechali sobie do Madrytu, Dani Alves i Neymar do Barcelony, a on został w Brazylii. Był jedynym zawodnikiem z naszej ligi, który grywał regularnie na mundialu, więc teraz na nim skupia się złość kibiców na wszystkich stadionach – tłumaczy Marcel Giannecchini, szef projektów piłkarskich Fluminense.

Umarli szczęśliwi

Słyszy się tu wiele pięknych historii, jak choćby o bramkarzu Castilho, którego popiersie znajduje się przed wejściem do klubowego budynku. Castilho wystąpił z reprezentacją Brazylii na czterech mundialach, jest rekordzistą pod względem liczby meczów dla Fluminense, rozegrał ich aż 697, w 255 nie puścił gola. Mówiono o nim „Leiteira", czyli szczęściarz, bo nawet kiedy nie mógł sięgnąć piłki, ta często trafiała w słupek albo poprzeczkę. Lepiej grał za dnia, bo był daltonistą i wieczorem gorzej widział.

Castilho miał problemy z najmniejszym palcem u lewej dłoni, kiedy po piątej kontuzji lekarz zalecił mu dwumiesięczny odpoczynek od treningów, bramkarz zapytał go, jak szybko wróciłby na boisko, gdyby palec mu amputowano. Grał po dwóch tygodniach, oczywiście bez palca. Po zakończeniu kariery nie potrafił się odnaleźć w normalnym życiu, popełnił samobójstwo.

Assis i Washington bardzo się lubili, doskonale rozumieli się także na boisku. Grali razem w barwach Fluminense od 1983 do 1988 roku, stanowili nierozłączny duet. Mówiono na nich „Casal 20", od tytułu popularnego wówczas brazylijskiego serialu.

Dali Fluminense mistrzostwo w 1984 roku, utrzymywali kontakt, kiedy odeszli z Rio do innych klubów. Washington zmarł 25 maja tego roku, Assis dołączył do niego 6 lipca. W klubie mówią, że to magia, a nie żaden przypadek. Dodają, że umarli szczęśliwi, bo nie doczekali 9 lipca, kiedy Brazylia w Belo Horizonte została upokorzona przez Niemców.

– To był i jest klub wielosekcyjny. Nasi sportowcy startowali w wielu dyscyplinach. Joao Coelho Netto, znany jako Prequinho, jest tego najlepszym przykładem. Reprezentował Fluminense w ośmiu różnych sportach: lekkoatletyce, koszykówce, hokeju na trawie, pływaniu, nurkowaniu, waterpolo, siatkówce, no i oczywiście futbolu. Kiedyś przyjechał na mecz prosto z wygranych zawodów pływackich. Był kapitanem reprezentacji Brazylii na mundialu 1930 roku, trzy lata później piłkarze przechodzili na zawodowstwo, Perquinho odmówił, nigdy nie wziął pieniędzy za swoje występy – mówi Giannecchini.

Hala sław Fluminense robi wrażenie, pełna jest bohaterów, nie tylko tych pamiętanych z czarno-białych telewizorów: Carlos Alberto Torres, Gerson, Rivellino, Tele Santana, Carlos Alberto Parreira, Romario, Marcelo, Thiago Silva. Prezydentem klubu był Joao Havelange, zanim został najważniejszą osobą w FIFA.

O Fluminense w Brazylii mówią, że zadziera nosa. To klub bogatszej części miasta, przez długi czas niechętnie nastawiony do czarnoskórych piłkarzy. Biedniejsze Rio kibicuje Flamengo, Fluminense to elita, ale derby pomiędzy tymi drużynami rozpalają wyobraźnię w całym kraju. Oba zespoły grają na Maracanie, stadion Laranjeiras, przy którym mieści się klubowy budynek, od dawna nie spełnia wymogów.

– Rozebrano jedną trybunę, bo trzeba było poszerzyć drogę. Ale to stadion, na którym reprezentacja Brazylii nie przegrała żadnego meczu. Z 18 wygrała 13, ostatni w 1933 roku – mówi  Giannecchini.

Wyjątkowość Fluminense podkreśla Puchar Olimpijski, określany jako „największy zaszczyt światowego sportu". Przyznany został klubowi w 1949 roku w nagrodę za sukcesy odnoszone przez zawodników w tak wielu dyscyplinach. Fluminense przecierało szlaki, traktowane było jako modelowy klub, w którym każdy młody człowiek znajdzie coś dla siebie.

Mili ludzie z Warszawy

Klub wie, jak korzystać z własnej sławy. Trzy razy uniknął gry w drugiej lidze. W 1996 roku utrzymał się mimo pozycji spadkowej, bo brazylijska federacja dopatrzyła się nieprawidłowości przy sędziowaniu meczów Fluminense i utrzymała drużynę w elicie. W 2000 roku Fluminense awansowało bezpośrednio z trzeciej ligi do pierwszej, bo dokonano sztucznej reformy rozgrywek.

W poprzednim sezonie też spadło, ale w meczu Portugesy z Gremio zagrał zawodnik, który miał pauzować za żółte kartki, Portugesie odebrano więc cztery punkty, a Flu zostało wśród najlepszych. W klubie na pytanie, czy to fair, odpowiadają, że taka była decyzja federacji. Ale puszczają oko.

Fluminense od roku współpracuje z Legią Warszawa. Klub, który jak większość w Brazylii, nazywa się fabryką gwiazd, nie ma co zrobić z piłkarzami, którzy są za słabi na pierwszy zespół. Nie ma drużyny rezerw, nie ma drużyny do lat 23, zdolny zawodnik może myśleć o zakończeniu kariery albo wyjechać do Europy. Legia na razie ma z tego mały pożytek, Raphael Augusto się nie sprawdził, ale wrócił do Rio i gra teraz regularnie w lidze. Przed obecnym sezonem do Legii wypożyczony został Ronan, na razie jeszcze nie zadebiutował.

– Gościliśmy w Rio prezesa Bogusława Leśnodorskiego, szefa akademii Jacka Mazurka i Dominika Egebenge. Umawiamy się na kolejną wizytę w sierpniu. To bardzo mili ludzie, wasz prezes zrobił na wszystkich wrażenie swoją prostolinijnością, nie wywyższa się, mamy świetny kontakt. Myślę, że na współpracy skorzystają w przyszłości oba kluby, a przede wszystkim zawodnicy. Nasi piłkarze mają szansę poznać inną kulturę, a przede wszystkim odcięci od rodziny i przyjaciół zrozumieją, co to znaczy życie. Wrócą do Brazylii z dodatkowymi umiejętnościami. Nawet jeśli nie zrobią kariery, będą lepiej przygotowani do codzienności – mówi  Giannecchini.

Fluminense po 13 meczach jest na drugim miejscu w tabeli, traci do Cruzeiro cztery punkty. Na Freda wciąż gwiżdżą.

Piłka nożna
Żegluga bez celu. Michał Probierz przegranym roku w polskiej piłce
Piłka nożna
Koniec trudnego roku Roberta Lewandowskiego. Czas odzyskać spokój i pewność siebie
Piłka nożna
Pokaz siły Liverpoolu. Mohamed Salah znów przeszedł do historii
Piłka nożna
Real odpalił fajerwerki na koniec roku. Pokonał Sevillę 4:2
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Piłka nożna
Atletico gra do końca, zepsute święta Barcelony
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku