Dla Legii mecz ligowy z Górnikiem Łęczna był tylko mało potrzebnym i odwracającym uwagę, aczkolwiek w rezultacie dość przyjemnym, przerywnikiem w tym, co się dzieje w gabinetach i kuluarach. W Warszawie wciąż tematem numer jeden jest piątkowa decyzja UEFA o przyznaniu Celticowi Glasgow walkowera i tym samym wyeliminowaniu Legii z walki o Ligę Mistrzów.
Podczas gdy właściciele klubu Dariusz Mioduski i Bogusław Leśndorski czekają na pisemne uzasadnienie werdyktu komisji UEFA, by móc wstąpić na ścieżkę odwoławczą, trener Henning Berg stanął przed trudnym zadaniem zmobilizowania po otrzymanym ciosie samego siebie i zespołu do meczu ligowego z Górnikiem Łęczna. Misję zresztą wykonał znakomicie, za co należą mu się duże brawa.
Łęczna w pierwszej połowie jeszcze rozpaczliwie się broniła – w jedenastu w najbliższej okolicy pola karnego, ale od początku spotkania widać było, że gole dla zawodników Berga są tylko kwestią czasu. I że pierwsze trafienie będzie początkiem końca Górnika. Tak się też stało, a strzelanie rozpoczął 46 sekund po wznowieniu gry Ivica Vrdoljak, który 20 minut później (już przy stanie 2:0 dla Legii) pokazał gigantyczną odporność na stres. Gdy sędzia Jarosław Przybył podyktował rzut karny dla warszawian, to właśnie Chorwat, który w pierwszym meczu ze Szkotami zmarnował dwie jedenastki, pewnym strzałem w górny róg go wykorzystał. W końcówce dwie bramki dołożył Orlando Sa, w którego przydatność w Warszawie wielu kibiców i dziennikarzy zdążyło już zwątpić. Szczególnie przy drugim golu, strzelonym ładnie technicznie, tzw. podcinką, Portugalczyk pokazał jednak dużą klasę.
To wszystko było tylko epilogiem do zwołanej na następny dzień przez właścicieli Legii konferencji prasowej. Mioduski i Leśnodorski zapowiedzieli złożenie odwołania do decyzji UEFA. Szanse sami oceniają jako dość nikłe, ale skoro mają taką możliwość, to nic dziwnego, że chcą z niej skorzystać. Właściciele dużo mówili o nieadekwatnej do popełnionej przewiny karze, ale także, szczególnie Mioduski, wspominali o poczuciu honoru i moralności Celticu. Przepisy UEFA jasno bowiem mówią, że oba kluby mogły się w tej sytuacji dogadać.
Mioduski skarżył się, że władze szkockiego klubu całkowicie umyły ręce i nie tylko nie odniosły się do całej sprawy, ale nie chciały nawet skontaktować się z Legią. – Wysłaliśmy listy z prośbą o spotkanie lub kontakt, by ustalić, co powinno zostać zrobione. Nie było odzewu. Byłem fanem Celticu i dalej jestem, bo zawsze mi imponowali ich kibice i wartości tego klubu. Jestem jednak zdziwiony, że zarząd zachowuje się w taki sposób – mówił Mioduski.