Film Asifa Kapadii „Diego" zaczyna się od powitania Maradony na Stadionie Świętego Pawła w Neapolu i konferencji prasowej. Po tych doświadczeniach argentyński piłkarz już wiedział, gdzie trafił. Na trybunach zebrało się 75 tysięcy kibiców wierzących, że do Neapolu zstąpił Bóg, który odmieni ich życie i sprawi, że pogardzane we Włoszech miasto stanie się lepsze i ważniejsze od Rzymu oraz bogatej Północy. Konferencja rozpoczęła się od pytania o związki Napoli z mafią, po którym wzburzony prezes Corrado Ferlaino zażądał usunięcia dociekliwego dziennikarza z sali.
Rola Maradony ograniczyła się do pozdrowienia tłumów na stadionie, wygłoszenia jednozdaniowej okolicznościowej formułki, po której kibice wpadli w ekstazę, i kopnięcia w ich kierunku piłki podbijanej wcześniej swobodnie i z gracją.
Maradona nie miał w sobie pokory. Wychowany w miasteczku emigrantów z Włoch i Hiszpanii Villa Fiorito na peryferiach Buenos Aires najpierw musiał walczyć o pozycję wśród rówieśników. Na wsparcie ciężko pracujących rodziców nie mógł liczyć. Czym mógł zaimponować rówieśnikom chłopak równie biedny jak oni? Tylko grą w piłkę.
A kiedy zarabiał już lepiej niż rodzice i mógł spełnić ich marzenia o własnym domu, działacze piłkarscy, którzy na całym świecie są tacy sami, słusznie uznali, że natrafili na żyłę złota, z której należy odłupać dla siebie, ile się da. Maradona z cudownego dziecka żonglującego w przerwach meczów niczym mały Mozart, obwożony przez ojca po europejskich dworach, stał się szybko gwiazdą, nadzieją, ale i towarem.
Kiedy już wyjechał z Buenos Aires do Barcelony, trafił na swojego Herostratesa, który chciał zdobyć sławę, eliminując z gry najlepszego piłkarza świata. Baskijski obrońca Athletic Bilbao Andoni Goicoetxea zaatakował Maradonę tak brutalnie, że piłkarz przez kilka miesięcy musiał się leczyć. Sprawca, mimo że był skutecznym defensorem, przeszedł do historii futbolu jako „Rzeźnik z Bilbao". But, którym zaatakował Argentyńczyka, trafił do muzeum. Wielu widziało w nim narzędzie zbrodni.