– Odejdę wtedy, gdy zrobi to Gianluigi Buffon – powiedział w 2016 roku, zapytany, kiedy wybiera się na piłkarską emeryturę.
Przez ostatnie dwie dekady rywalizowali o miano najlepszego bramkarza na świecie, choć pewnie właściwszym określeniem byłoby, że wzajemnie się napędzali. Kiedy po nieudanych eliminacjach mundialu w Rosji Buffon ze łzami w oczach ogłaszał przed kamerami pożegnanie z reprezentacją Włoch, Casillas zareagował: „Nie chcę cię widzieć takiego. Dla wielu osób pozostaniesz legendą. Jestem dumny, że mogłem cię poznać i grać przeciw tobie".
Obaj wciąż są wzorem dla młodych chłopaków, symbolem profesjonalizmu, klasy i elegancji. Trzy lata starszy Buffon wrócił właśnie na stare śmieci – do Turynu. Casillas, wypchnięty w 2015 roku z Realu, znalazł spokojną przystań w Porto, chciał pograć jeszcze co najmniej dwa sezony, ale jego plany brutalnie zweryfikowało życie.
Największe zwycięstwo
Przez całą karierę unikał poważnych kontuzji. Na początku maja, trzy tygodnie przed 38. urodzinami, zasłabł na treningu. W szpitalu stwierdzono ostry zawał serca. Miał szczęście. Lekarze byli tuż obok. Gdyby do nieszczęścia doszło w domu, w dodatku nocą, mógłby podzielić los Davide Astoriego – 31-letniego kapitana Fiorentiny, byłego reprezentanta Włoch. Znaleziono go martwego w pokoju hotelowym.
Casillas w futbolu zdobył wszystkie możliwe trofea, był mistrzem świata (2010) i Europy (2008, 2012), trzykrotnie z Realem wygrywał Ligę Mistrzów (2000, 2002, 2014), ale jak sam twierdzi, dopiero teraz odniósł największe zwycięstwo i nauczył się doceniać każdy dzień.