Rozmowa Dariuszem Wdwczykiem, trenerem Pogoni Szczecin

Dariusz Wdowczyk - Trener Pogoni Szczecin, były piłkarz Celticu Glasgow.

Aktualizacja: 15.10.2014 00:33 Publikacja: 15.10.2014 00:33

Dariusz Wdowczyk spędził w Celticu Glasgow pięć sezonów

Dariusz Wdowczyk spędził w Celticu Glasgow pięć sezonów

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Rz: Rozmawiamy przed meczem ze Szkocją. Jest pan optymistą?

Dariusz Wdowczyk:

Uważam, że Polska ma lepszych piłkarzy niż Szkocja. Ale niech się nikomu nie wydaje, że jak pokonaliśmy mistrzów świata, to już będziemy wygrywać z każdym. Ja też bardzo się cieszę, że wreszcie wygraliśmy z Niemcami, ale kiedy oglądałem ten mecz, to przypominało mi się Wembley.

No właśnie, kto widział mecz na Wembley w roku 1973, mówi, że ten z Niemcami był podobny, a Wojciech Szczęsny jest następcą Jana Tomaszewskiego. Ja tak nie uważam. Tamten mecz decydował o awansie do mistrzostw świata i był praktycznie wojną o wszystko.

Ale okoliczności były podobne, przynajmniej pod względem kapitału szczęścia, jakie nam w obydwu przypadkach towarzyszyło. Na Wembley się broniliśmy, czekając na okazję do kontry. W Warszawie też. Pewnie na dziesięć meczów z Niemcami wygralibyśmy jeden, ale zrobiliśmy to w najważniejszym momencie. I tylko to się liczy. Adam Nawałka nie tylko dobrze przygotował drużynę pod względem taktycznym, ale też uświadomił zawodnikom, że muszą walczyć do ostatniej minuty. To wszystko przyniosło sukces.

Byłem pełen obaw o drugą połowę, kiedy widziałem przewagę Niemców w pierwszej.

Ja też oglądałem z niepokojem, ale już różne rzeczy w piłce widziałem i sam je przeżywałem. Nawet kiedy jesteś mistrzem świata, masz prawo zwątpić. Są takie mecze, kiedy nic nie wychodzi, mimo że wydaje ci się, iż masz przeciwnika na kolanach. Kiedy Milik strzelił na początku drugiej połowy pierwszą bramkę, nawet Niemcy musieli poczuć niepokój.

Mamy już reprezentację?

Mamy reprezentację, która wygrała z Niemcami. Jeśli będzie zwyciężała regularnie, powiem, że mamy. Na razie widzę w tej drużynie sporo słabych punktów. Grosicki i Rybus nie wnieśli do gry nic konstruktywnego. Niemcy opanowali środek boiska, brakuje nam zawodnika, choć chciałoby się użyć liczby mnogiej, który potrafi poprowadzić grę. Słowem – nie wpadajmy w hurraoptymizm.

Jesienią 1989 roku wyjechał pan z Warszawy do Glasgow, zamieniając Legię na Celtic. Kilka tygodni wcześniej taką drogę pokonał Dariusz Dziekanowski. Czy Celtic był spełnieniem pańskich marzeń?

Wtedy tak. Miałem 27 lat i cieszyłem się, że dostałem zgodę na wyjazd na Zachód. Powiem szczerze, pod względem piłkarskim trochę się rozczarowałem. Do mojego transferu przyczynił się legendarny obrońca Billy McNeill. Kapitan Celticu, który w roku 1967 zdobył w Lizbonie Puchar Mistrzów. Tę drużynę nazywano w Glasgow Lwami z Lizbony. Zdawałem sobie sprawę, że trafiam do legendarnego klubu.

Bo to prawda. Celtic przez lata stanowił symbol szkockiego futbolu w Europie.

Zgoda, ale kiedy ja przyszedłem do klubu, Celtic  przeżywał jeszcze tamte sukcesy, a w lidze dawał się wyprzedzać Rangersom. Oni zatrudniali reprezentantów Szkocji, Anglii i Holandii, a my tylko Szkocji. Spędziłem w Glasgow pięć lat, w ciągu których ani razu nie zdobyłem tytułu mistrza ani Pucharu Szkocji. Rangersi byli pierwsi, a my biliśmy się o drugie miejsce z Aberdeen albo Dundee.

Ale rozumiem, że w porównaniu z Legią Celtic był w innym futbolowym wymiarze.

Właśnie nie. Kult dla tradycji i bohaterów jest tam olbrzymi i to robi duże wrażenie. Jednak pod względem sportowym trafiliśmy z Darkiem Dziekanowskim z deszczu pod rynnę. Niewiele mogliśmy się od Szkotów nauczyć. Pod względem techniki, panowania nad piłką oni byli za nami. Kiedy patrzyliśmy, w jaki sposób prowadzą piłkę różnymi częściami stopy, to nas trochę bawiło. W tych kategoriach Celtic był dla nas zaskoczeniem.

Niech mi pan nie burzy ustalonego w mojej głowie porządku. Jako chłopiec kochałem się w Celticu, wierząc głęboko, że jest symbolem wszystkiego, co w piłce najlepsze.

Może tak było w roku 1967. Za moich czasów zawodnicy byli słabsi. W klubie nie było nawet stałego lekarza. Jeździł z nami tylko na mecze. Ciepła woda w kranach i podstawowe zabiegi fizjoterapeutyczne to wszystko. Kiedy przyjeżdżałem do Polski, brałem lekarza Legii Stanisława Machowskiego, żeby w sklepie na AWF pomógł mi wybrać odżywki. Zostawiałem tu 500 funtów i miałem spokój na pół roku. Klubu takie sprawy nie interesowały, bo w tym czasie ciął koszty.

A szkocka szkoła trenerska?

Trudno się było zorientować, czy taka była. Po jednym z pierwszych treningów, kiedy zawodnicy zaczęli wracać do szatni, zorientowaliśmy się z Darkiem, że to już koniec. A myśleliśmy, że to dopiero rozgrzewka. Wspomniany Billy McNeill, wielka postać, najbardziej aktywny jako trener był wtedy, kiedy nazajutrz po przegranym meczu kazał nam za karę biegać wokół boiska. Zwłaszcza gdy przychodzili kibice. Liam Brady, który też był wielkim graczem, okazał się przeciętnym menedżerem. A Lou Macari, gwiazda Manchesteru United, jako trener zachowywał się tak, że to przechodziło ludzkie pojęcie. Nie robił żadnych odpraw, podawał skład i szybko wychodził, żeby zobaczyć, jak biegną na wyścigach jego konie.

W sumie to niemiłe wspomnienia.

Wprost przeciwnie. Bardzo dobrze czułem się w Glasgow. Szkoci pod względem charakteru przypominają Polaków. Są otwarci, lubią się pobawić, napić, pośpiewać, nie są agresywni. Mam tam do dziś wielu przyjaciół. A na boisku, choć to od wielu lat przeciętni piłkarze, solidni rzemieślnicy, są niezwykle ambitni. Mogą zaleźć za skórę każdemu. I dlatego gra się z nimi bardzo trudno.

—rozmawiał Stefan Szczepłek

Piłka nożna
Liga Mistrzów. Robert Lewandowski puka do elitarnego klubu
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Piłka nożna
Michał Probierz wysłał powołania. Dwóch debiutantów z Lecha Poznań
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Co warto obejrzeć w czwartej kolejce?
Piłka nożna
Koreanki z Północy znów mistrzyniami świata. Wódz patrzy z dumą na boisko
Materiał Promocyjny
Strategia T-Mobile Polska zakładająca budowę sieci o najlepszej jakości przynosi efekty
Piłka nożna
Omar Marmoush. Egipcjanin, który rzucił wyzwanie Harry'emu Kane'owi