Jednego dnia twierdził, że to będzie decydujący dla Gruzji mecz eliminacji mistrzostw Europy, drugiego zapowiedział, że niezależnie od wyniku spotkania z Polską odchodzi. Temur Kecbaja, selekcjoner reprezentacji naszych dzisiejszych rywali, rozgrzał atmosferę konferencji prasowej, mówiąc, że w Gruzji futbol stacza się na dno nawet nie tyle z każdym rokiem, ile każdego dnia. Duża grupa lokalnych dziennikarzy opuściła salę, jest szansa, że w Tbilisi Polacy zagrają z kompletnie rozbitym zespołem.
Kecbaja prowadzi kadrę od pięciu lat, wielkich sukcesów nie osiągnął, ale cieszył się zaufaniem prezydenta krajowej federacji Zwiada Sichinawy. Kilka dni temu powiedział jednak, że w Gruzji nikt nie chce dobrej piłki, a 14 z 16 klubów pierwszej ligi nie może się doczekać pomocy rządowej. Winą za kiepskie wyniki obarczył też dziennikarzy, którzy szukają tylko sensacyjnych tematów. Wczoraj doszło do publicznego prania brudów. Kecbaja osobiście tłumaczył na angielski powody zamieszania w trakcie konferencji. Pytany o przyczyny kryzysu gruzińskiej piłki, powiedział, że w piątek musi grać z Polską, a gdyby zaczął tłumaczyć, o co mu chodzi, nie starczyłoby kilku dni.
Gaumardżos
Adam Nawałka nie chciał komentować decyzji Kecbai, ale przyznał, że jak na dzień przed meczem o wszystko jest ona trochę kontrowersyjna. Trudno powiedzieć, czy szanse Polaków na zwycięstwo w Tbilisi się zwiększyły, ale Gruzini naprawdę wydają się zajęci własnymi problemami.
– Przyjechaliśmy tu po trzy punkty i koncentrujemy się na sobie. Niezależnie od okoliczności Gruzja na swoim stadionie jest bardzo groźna, przekonały się o tym silniejsze od nas drużyny – mówił Nawałka.
W Tbilisi wszyscy podchodzą do Polski z wielkim szacunkiem. Nie tylko do naszej reprezentacji, która – skoro wygrała z Niemcami 2:0 – wie, o co chodzi w futbolu. Taksówkarz z lotniska wiezie po normalnym kursie i mimo że jest środek nocy, pyta, czy chcemy zobaczyć ulicę Lecha Kaczyńskiego. Samochód nie ma tylnej szyby, ale w środku jest ciepło, bo kierowca dba o nastrój. Autokar z reprezentacją Polski w alei Rustawellego przerwał procesję upamiętniającą śmierć stu męczenników w X wieku, ale drużynę przywitały oklaski maszerujących. Recepcjonista w hotelu, trochę rozczarowany tym, że nie nazywamy się Alijew i nie jesteśmy z Azerbejdżanu, ostatecznie daje dużą zniżkę i częstuje winem Tamada. Tamada to osoba, która podczas ważnych uroczystości wznosi toasty. Naszym tamadą jest recepcjonista Sergo, najczęściej mówi: „Gaumardżos", czyli na zdrowie.