Po kolejnej porażce Borussia Dortmund zajmuje ostatnie miejsce w lidze. Gdy wydawało się wszystkim, że w rundzie rewanżowej zespół prowadzony przez Juergena Kloppa – ukochane dziecko mediów nie tylko z Niemiec, ale z całego świata – rozpocznie mozolną wspinaczkę w górę tabeli, a na końcu czekać będzie miejsce dające prawo gry w przyszłorocznej Lidze Mistrzów, nagle coraz głośniej i wcale nie pokątnie, zaczęto w Dortmundzie mówić o spadku.
Borussia przeżywała już wzloty i upadki. Była na krawędzi bankructwa, po tym jak przeinwestowała i sprowadziła za wielkie pieniądze światowe gwiazdy, które jednak nie były w stanie przerwać monopolu Bayernu Monachium i spodziewane, a przede wszystkim zakładane w planach budżetowych, wpływy się nie pojawiły. Klub z Zagłębia Ruhry został uratowany przez kibiców, sponsorów, a także rywali – Bayern pożyczył Borussii pieniądze, wiedząc doskonale, że musi mieć przeciwnika w Bundeslidze. Nowa polityka oznaczała rozsądne wydatki, tanio kupowanych zawodników, promowanie ich i sprzedawanie z zyskiem za granicę. Nowa Borussia potrzebowała człowieka, który ten klub poprowadzi do triumfów sportowych, nie naruszając przy tym zdrowego budżetu klubu. Tym kimś okazał się Juergen Klopp – wyciągnięty z prowincjonalnego Mainz, który w krótkim czasie dokonał z zespołem cudów.
Teraz szefowie Borussii znajdują się jednak w prawdziwe tragicznej sytuacji – jak Antygona. Zwolnić Kloppa i zaczynać wszystko od nowa, bez żadnej gwarancji, że jakikolwiek inny trener tak doskonale zrozumie zasady panujące w Dortmundzie? Czy ślepo w niego wierzyć, co może naprawdę skończyć się gwałtownym zderzeniem z dnem i spadkiem do drugiej ligi.
A Bundesliga zna nawet bardziej drastyczne przypadki – w 1968 roku Norymberga zdobyła mistrzostwo, by w następnym sezonie spaść z ligi. Borussia w tym sezonie obsunęła się w tabeli o 16 pozycji. Jeszcze nigdy tak źle w tym klubie nie było. W najgorszym pod względem upadku sezonie – 1966/67 – różnica wyniosła 11 miejsc. Aż 63 procent drużyn w historii ligi niemieckiej, mając na tym etapie sezonu taki sam bilans, jaki obecnie ma BVB, kończyło sezon na miejscu spadkowym.
Klopp już zapowiedział, że sam do dymisji się nie poda i będzie walczył o utrzymanie, chociaż zdaje sobie sprawę, że sytuacja jest bardzo skomplikowana. Niemiecki brukowiec „Bild", zazwyczaj jednak w sprawach piłkarskich dobrze poinformowany, twierdzi, że Klopp dostał ultimatum. Ma trzy najbliższe mecze na to, by udowodnić, że sprawy zaczynają iść w dobrym kierunku. W przeciwnym wypadku dyrektorzy BVB z ciężkim sercem podejmą decyzję o rozstaniu.