W ostatniej kolejce działo się dużo – Legia na ponad godzinę straciła pozycję lidera na rzecz Lecha, ale ostatecznie dzięki bramce tego, którego już wiosną miało w ogóle w Warszawie nie być, czyli Igora Lewczuka, obroniła miejsce w tabeli. Oznacza to, że zawodnicy Henninga Berga najgroźniejszego rywala do tytułu podejmą u siebie na stadionie przy ulicy Łazienkowskiej w Warszawie. I to już w następnej kolejce, a przecież jeszcze w najbliższą sobotę Legia z Lechem będą rywalizować o Puchar Polski na Stadionie Narodowym w Warszawie.
Maciej Skorża przed finałem PP mocno namieszał w składzie swojego zespołu. Nie chciał na wyjazdowe spotkanie z Podbeskidziem, które wciąż miało zresztą szansę na awans do grupy mistrzowskiej, zbytnio osłabiać swojej drużyny, ale z drugiej strony chciał oszczędzić kluczowych zawodników przed sobotnim spotkaniem o trofeum w Warszawie. W pierwszej połowie Lech więc tylko bezbramkowo remisował z gospodarzami, ale mimo to detronizował Legię. Stało się tak dzięki bramce strzelonej na stadionie odległym o 350 kilometrów od tego, na którym grał w Lech, a mianowicie dzięki trafieniu już w 3. minucie Łukasza Zwolińskiego z Pogoni w Warszawie.
Po słabych pierwszych połowach zarówno Legia jak i Lech wrzuciły wyższe biegi – Skorża przeprowadził zmiany, wprowadził Kaspera Hamalainena i Szymona Pawłowskiego i Kolejorz odjechał Podbeskidziu wygrywając 2:0, skazując tym samym zawodników Leszka Ojrzyńskiego na walkę w grupie spadkowej. Z kolei w Warszawie, kolejny raz norweski trener Legii musiał spojrzeć przychylniejszym okiem na Orlando Sa. Po przerwie na murawę nie wrócił już Marek Saganowski, a w jego miejsce Berg posłał Portugalczyka. Legia najpierw wyrównała po golu Brazylijczyka Guilherme, ale musiała czekać aż do 69 minuty i trafienia Lewczuka by odzyskać pozycję lidera. Przy remisie i jednoczesnym prowadzeniu poznaniaków, to Lech wygrywał sezon zasadniczy dzięki lepszemu bilansowi meczów bezpośrednich.
Upiekło się Lechii Gdańsk, która przegrała na wyjeździe 2:3 z nie walczącą już o nic Koroną Kielce. Gospodarze prowadzili już nawet 2:0, ale zawodnicy Jerzego Brzęczka potrafili w cztery minuty odrobić straty. Dopiero w drugiej połowie trafienie Rafaela Porcelisa przesądziło o stracie trzech punktów przez gdańszczan. Jako że Podbeskidzie, wciąż mające szansę wskoczyć do czołowej ósemki, jednak przegrywało już z Lechem, oznaczało to, że ekipa z Gdańska może sobie pozwolić nawet na porażkę. Lechia w 2015 roku odniosła zaledwie jedno wyjazdowe zwycięstwo – 13 marca pokonała Pogoń 0:1. A przez to, że ostatecznie sezon zasadniczy skończyli na ósmym miejscu, w rundzie mistrzowskiej cztery mecze biało-zieloni rozegrają z dala od swojego stadionu.
Coś się ewidentnie zacięło w zespole Zawiszy Bydgoszcz, który tak imponował na wiosnę. Zawodnicy Mariusza Rumaka aż do spotkania z Legią byli niepokonani i odrabianie przez nich strat do reszty stawki było imponujące. Trzy kolejki temu przyszła jednak porażka w Warszawie, następnie nie dali rady Cracovii u siebie i teraz w ostatniej kolejce polegli w Zabrzu. Zawisza miał realną szansę na wygrzebanie się ze strefy spadkowej, a do rundy play-off przystąpi jednak jako ostatni zespół tabeli. W grupie spadkowej tłok. Ostatniego Zawiszę i dziewiątą Koronę dzieli zaledwie 5 punktów. Walka o utrzymanie zapowiada się więc pasjonująco.