Obie drużyny mają w tym sezonie spore ambicje, sięgające ligowego podium. Jednak zarówno Lechia, jak i Lech wystartował bez fajerwerków i zajmują miejsce w środku ligowej tabeli. Faworytem starcia w Gdańsku wydawali się gospodarze, ale wielu ekspertów wskazywało, że może skończyć się podziałem punktów.
Lepiej zaczęli gospodarze, którzy od początku starali się atakować. Bardzo aktywny był Sławomir Peszko, były gracz Lecha. W 16. minucie uderzył co prawda wprost w bramkarza, ale już sześć minut później, po zgraniu piłki przez Artura Sobiecha, głową umieścił piłkę w siatce.
Chwilę później doskonałą okazję zmarnował Żarko Udovicić, który spudłował z najbliższej odległości. W 33. minucie jego koledzy spisali się jednak lepiej. W pole karne Lecha dośrodkował Filip Mladenović, a tam wślizgiem futbolówkę do siatki wpakował Michał Nalepa.
Kiedy parę minut później kolejną "setkę" zmarnował Udovicić, fani z Gdańska zaczęli się zastanawiać, czy niewykorzystane sytuacje się na nich nie zemszczą. I niestety dla nich, tak właśnie się stało. Najpierw co prawda niezłą okazję zmarnował Christian Gytkjaer, ale w ostatniej minucie pierwszej połowy duński napastnik wykorzystał dośrodkowanie z prawej strony Joao Amarala i głową zdobył kontaktowego gola - relacjonuje Onet.
Po zmianie stron gospodarze wciąż kontrolowali grę, ale tempo meczu nieco spadło. Goście nie mieli pomysłu na to, by zagrozić bramce Dusana Kuciaka, Lechia natomiast grała nieco ostrożniej. Goście tak naprawdę dopiero w 88. minucie stworzyli sobie dogodną okazję do zdobycia gola, ale uderzenie Gytkjaera pewnie obronił bramkarz miejscowych.