To nie miało prawa się udać. Przecież jeszcze rok temu ledwo obronili się przed spadkiem, wygrywając siedem z dziewięciu meczów na finiszu. Jak mogli marzyć o mistrzostwie, skoro ich największy gwiazdor niedawno grał na futbolowych peryferiach, a trener przez 30 lat pracy nie zdobył tytułu z o wiele silniejszymi drużynami. To wydawało się tak niemożliwe, że właściciel klubu nie przewidział premii za miejsca wyższe niż 12., a Gary Lineker zapowiedział, że jeśli wygrają Premier League, poprowadzi swój program w telewizji BBC w samej bieliźnie.
– To najbardziej nieprawdopodobny triumf w historii sportów zespołowych – twierdzi były napastnik reprezentacji Anglii. – Nie byłem zwolennikiem zatrudnienia Claudio Ranieriego. Jakże wspaniale, spektakularnie, błogo się myliłem – bije się w piersi.
Nie on jeden się mylił. Kibice nie kryli rozczarowania, że uwielbianego przez nich Nigela Pearsona, który wprowadził drużynę na angielskie salony, zastąpi kulturalny Włoch, który posadę selekcjonera reprezentacji Grecji stracił po porażce z Wyspami Owczymi.
Taśma z Bangkoku
Pearson do dyplomatów nie należał. Zadającego niewygodne pytanie dziennikarza potrafił nazwać strusiem, który wsadził łeb w piasek, albo idiotą. Prowokującemu go kibicowi życzył śmierci, a jednemu z piłkarzy Crystal Palace sam wymierzył sprawiedliwość, łapiąc go za szyję i przewracając na boisko. Kłócił się też z prezesem, ale czarę goryczy miała przelać afera o podłożu seksualnym i rasistowskim. Jej bohaterami byli syn trenera i dwaj młodzi zawodnicy.
Do zdarzenia doszło w trakcie posezonowego tournée w Bangkoku. Cała trójka sfilmowała orgię z tajskimi dziewczętami, a seksualnym ekscesom towarzyszyły obraźliwe komentarze na temat azjatyckich kobiet. Właściciel Leicester, pochodzący z Tajlandii Vichai Srivaddhanaprabha, wobec takiego zachowania nie mógł przejść obojętnie. Z piłkarzami rozwiązano kontrakty, a że Pearson stanął w obronie syna, drzwi pokazano również jemu.