Po 21 latach Legia wróciła do Ligi Mistrzów. Wieczór, który miał być świętem Warszawy i klubu, zmienił się jednak w bardzo przykre widowisko. Porażka była wkalkulowana i do przewidzenia, ale jednak 0:6 to nie jest wynik nad którym można tak spokojnie przejść do porządku dziennego. To zresztą najwyższa porażka w historii występów klubu w europejskich pucharach. Poprzednio Legia straciła sześć goli w 2001 roku w meczu z Valencią, ale po pierwsze na wyjeździe, a po drugie udało jej się strzelić honorowego gola.
To nie koniec rekordów jakie padły tego wieczora na stadionie przy Łazienkowskiej. Legia przegrywała 0:3 już po 17 minutach spotkania i były to najszybciej stracone trzy gole w historii Ligi Mistrzów. W końcu też zwycięstwo Borussii było najwyższym wyjazdowym jakie kiedykolwiek odnieśli w pucharach.
Znacznie jednak gorsze od tego, co się działo na boisku, były dantejskie sceny na trybunach. Pod koniec pierwszej połowy doszło do awantury między ochroniarzami a kibolami Legii w kominiarkach. Nie wiadomo do końca co tam się działo, ale internet szybko obiegły obrazki, jak banda zamaskowanych mężczyzn próbuje chyba wedrzeć się na sektor kibiców gości. Zostali odparci przez stewardów, którzy użyli gazu. Na jednym z filmików widać też jak kibic w kominiarce, zdobycznym gazem pieprzowym z odległości nie większej niż metra, pryska prosto w twarz ochroniarza.
Filmy i zdjęcia z tego wydarzenia obiegły oczywiście świat bardzo szybko. Z całą pewnością dotarły też do UEFA. Pytanie czy banda idiotów spowoduje, że pierwszy od 21 lat mecz Legii w Lidze Mistrzów, był też ostatnim z otwartymi trybunami. Kary finansowe posypią się także oczywiście za race, które przed meczem odpalili kibice na Żylecie.
Na konferencji po meczu Besnik Hasi był załamany – To była katastrofa. Wiedzieliśmy że pierwsze 20 minut będzie kluczowe. Wiedzieliśmy, że nie możemy im dawać przestrzeni, że nie możemy zostawiać tak dużo miejsca. Ale my straciliśmy trzy gole, wręcz im pomagaliśmy strzelać kolejne. To jak się broniliśmy było śmieszne. W przerwie chcieliśmy już tylko poprawić organizację i nie tracić więcej bramek, może coś strzelić. Ale znów wszystko się powtórzyło. Nie można tak bronić na tym poziomie. – mówił Albańczyk kręcąc z niedowierzaniem głową.