Jose Mourinho może opowiadać, że dla niego to spotkanie jak każde inne, ale pierwsza wizyta na Anfield w roli trenera United musi robić wrażenie nawet na nim. Tym bardziej że naprzeciwko stanie Jürgen Klopp, z którym Portugalczyk ma rachunki do wyrównania.
Wygrał z nim tylko jeden z pięciu meczów, ale było to pyrrusowe zwycięstwo. Trzy lata temu, w półfinale Ligi Mistrzów, prowadzony przez niego Real pokonał Borussię, ale do awansu i tak zabrakło jednej bramki. Tydzień wcześniej Mourinho przeżył jedno z największych upokorzeń w karierze – Królewscy przegrali w Dortmundzie 1:4, a wszystkie gole strzelił im Robert Lewandowski.
W Anglii dwaj najbardziej obecnie pożądani i medialni trenerzy (obok Pepa Guardioli) spotkali się już rok temu. Kilka tygodni po tym, jak Klopp objął posadę na Anfield, Liverpool pojechał do Londynu i pokonał 3:1 broniącą tytułu Chelsea. – Nie będziesz dłużej wyjątkowy – śpiewali Mourinho kibice gości.
Ta porażka mocno naruszyła pozycję Portugalczyka na Stamford Bridge. Został zwolniony jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia, ale latem wrócił na białym koniu i na dzień dobry zdobył z Manchesterem Tarczę Wspólnoty. Klopp na pierwsze trofeum w Liverpoolu wciąż czeka (w lutym przegrał po rzutach karnych finał Pucharu Ligi, a w maju finał Ligi Europy), ale dokonał rzeczy być może ważniejszej – sprawił, że jego zespół stał się maszyną do strzelania bramek, a grę piłkarzy znów ogląda się z przyjemnością.
Liverpool zaczął sezon znakomicie i nieprzypadkowo zajmuje czwarte miejsce w tabeli (Czerwone Diabły tracą do rywali trzy punkty). Wygrał już z Chelsea i Arsenalem, rozbił Leicester. A dziś – w przypadku zwycięstwa – może wskoczyć nawet na pozycję lidera.