Siłą Legii był walka od pierwszej do ostatniej minuty, szukanie różnego rodzaju możliwości rozegrania ataku, bardzo dobra gra obronna całej drużyny, a nie tylko defensorów, trzymanie piłki przez pomocników w środku boiska. Widać było w poczynaniach Legii sens, myśl, czekanie na okazję. Nikt nie wybijał piłki na oślep, byle dalej od bramki, ani nie kopał w pole karne Andre Onany, z nadzieją, że może dopadnie jej legionista. Patrzyło się na Legię z przyjemnością. W pierwszej połowie Arkadiusz Malarz nie musiał ani razu bronić strzałów, ponieważ obrońcy do nich nie dopuszczali (z wyjątkiem jednego trafienia w słupek).
Banał: „szybko strzelona bramka ustawiła mecz” nie sprawdził się. Ajaks rozpoczął drugą połowę od gola, który niczego nie zmienił. Ani Holendrzy „nie poszli za ciosem”, ani stracona bramka nie załamała legionistów. Tym bardziej, że ich cel się nie zmienił: w dalszym ciągu do awansu potrzebna była strzelona bramka. Dążyli do tego, Ajax chciał podwyższyć, dzięki czemu mecz był interesujący.
Podobnie jak w Warszawie Jacek Magiera przeprowadził dobre zmiany, chociaż było w nich trochę desperacji. Chcąc odrobić stratę wpuścił na boisko Necida, Thibault Moulina, który jeszcze w tym roku nie grał oraz Daniela Chimę Chukwu, który nie grał w ogóle. To było widać, ale innych możliwości trener nie miał, musiał podjąć ryzyko. Co czuł Miroslav Radović, który pochopnie złapał kartkę w Warszawie? To był mecz dla niego.
Ajax nie spodziewał się zapewne, że Polacy mogą zagrać jeszcze lepiej niż w Warszawie, i że wytrącą gospodarzom wszystkie atuty. Ich szybkie ataki zatrzymywały się na dobrze zorganizowanej obronie, w której brała udział cała drużyna. Popisów indywidualnych nie było, bo błyskotliwych dryblerów szybko kasowali obrońcy Legii. Jakimś komentarzem jest też fakt, że mimo twardej gry żaden piłkarz Legii nie obejrzał żółtej kartkoi, a taka kara spotkała aż czterech zawodników Ajaksu.
Wszystko było prawie jak trzeba, tylko wygrał Ajax. Antoni Piechniczek pozostaje jedynym Polakiem, który w barwach polskiego klubu wbił bramkę Ajaksowi. Od tego wydarzenia upłynęło 48 lat.