Igrzyska w Paryżu potwierdziły, że stan polskiego
sportu w ostatnich latach się nie zmienił (zdobyliśmy tylko jeden medal mniej niż w Pekinie, Londynie czy Rio de Janeiro) i wciąż jest odbiciem smutnego stanu
sportu powszechnego, czyli nieistniejącej w wielu miejscach infrastruktury, zamkniętych na kłódkę boisk, zwolnień z zajęć wychowania fizycznego oraz
weekendów spędzanych z piwem w ręce zamiast piłki w ręce bądź chociaż przy nodze.
Paryż 2024. Jakie igrzyska olimpijskie zorganizuje Hollywood
Same igrzyska jak zawsze się obroniły, bo choć nie mogą istnieć w oderwaniu od rzeczywistości, a czołówka klasyfikacji medalowej jest koncertem mocarstw, to pozostają narzędziem eskapizmu.
Doświadczając
radości tej ucieczki trudno odmówić racji szefowi Międzynarodowego Komitetu
Olimpijskiego (MKOl) Thomasowi Bachowi — jego kadencja wiosną wygaśnie i
koniec paryskiej imprezy zbiegł się z otwarciem giełdy nazwisk, na której pierwsze
miejsce zajmuje szef World Athletics Sebastian Coe — który ludziom sceptycznym
wobec igrzysk serwuje okrągłe zdania o tym, że „to nie on jest tym, który powinien ich przekonać, tylko
olimpijski płomień rozświetlający znicz”.
Ten faktycznie jest żywy, choć nie
wiadomo, jak długo będzie nas oślepiać tak, że na dwa tygodnie będziemy w
stanie wciskać „pauzę” od rzeczywistości.
Świat zmienia się szybciej niż ruch
olimpijski, więc jego władze desperacko szukają nowych gwiazd oraz kontentu premium mieszczącego się w filmiku na TikToku, flirtując
z młodzieżą i włączając do programu igrzysk nowe dyscypliny. Największa sportowa impreza czterolecia, choć w swoim bezwstydnym gigantyzmie staje się pewnym anachronizmem, znów okazała się fabryką momentów,
którymi żył świat i możemy mieć nadzieję, że podobnie będzie za cztery lata, gdy igrzyska ugości Los Angeles.
Jeśli tegoroczna edycja igrzysk była listem miłosnym do sportu, to może kolejna okaże się opartym na sporcie hollywoodzkim blockbusterem
- Nie mamy może wieży Eiffela, ale jesteśmy światową stolicą rozrywki - mówi czterokrotny mistrz olimpijski Michael Johnson, jakby zapomniał dodać: - I mamy Toma Cruise'a.
62-letni aktor pojawił się na Stade de France spuszczony z jego dachu na linie i chwycił olimpijską flagę, jakby właśnie zdobył Bastylię. Igrzyska potrzebowały Paryża, żeby pokazać światu swoje najpiękniejsze oblicze w miejscu, które oddycha historią, ale może jeszcze bardziej potrzebują rozkwitnąć w epicentrum światowej popkultury. Jeśli ich tegoroczna edycja była listem miłosnym do sportu, to może kolejna okaże opartym na sporcie hollywoodzkim blockbusterem.