Korespondencja z Paryża
Niełatwo traktować najważniejszą imprezę czterolecia jak kolejny dzień w biurze, ale zapewne także na tym polega tajemnica sportowego mistrzostwa. Świątek — w przeciwieństwie chociażby do Rafaela Nadala - zrezygnowała z mieszkania w wiosce i wróciła do miejsc, które dobrze zna. Nawet muzykę ma w słuchawkach taką samą, nie zamieniła Led Zeppelin ani ACDC na „Chariots of Fire” Vangelisa.
- Jestem rutyniarą. Lubię mieć spokój i z wyprzedzeniem wiedzieć, co będę robiła, więc mój pobyt wygląda bardzo podobnie, jak na Roland Garros - mówi Świątek. - Mam ze sobą klocki LEGO, ale znam dobrze okolicę, więc chodzę na spacery do parków. Mamy też tutaj hulajnogi elektryczne. Kierowcy muszą więc uważać - zaznacza Świątek i zapewnia: - Na pewno dobrze się bawimy.
Czytaj więcej
Klaudia Zwolińska spojrzała na trybuny, pomyślała: „Lecimy z tym tematem” i popłynęła po olimpijskie srebro, które teraz spróbuje podzielić na tysiące kawałeczków.
Paryż 2024. Iga Świątek chce zobaczyć siatkarki i siatkarzy
To najwyraźniej pomaga. Polka jest czterokrotną mistrzynią Roland Garros i na razie gra tak, jak na czempionkę paryskich kortów przystało. Kiedy zaś po spotkaniu z Dianą Parry (6:1, 6:1) wybijała piłki w kierunku kibiców, podnosząc wcześniej dłoń i zachęcając ich do reakcji dostrzegliśmy, jak uchyla zimną kurtynę zbudowaną z koncentracji, zza której wygląda radość.
- Każdy mecz jest inny. Nie mogę więc powiedzieć, że ze wszystkich czerpię radość, ale kiedy mam pewność siebie i mogę grać swoją grę, to są przyjemne. A będąc tutaj, w Paryżu, tej radości jest trochę więcej — wyjaśnia. Zdradza też między wierszami, że wcale nie funkcjonuje podczas igrzysk w sterylnej bańce, choć wiadomo, że trudno jej oddychać olimpijskim powietrzem pełną piersią.