– Strata pozycji lidera podziałała na mnie jak płachta na byka. Dopóki wiem, że nie zrobię sobie krzywdy, nie odpuszczę. W Argentynie i Maroku, dwóch rundach kończących sezon, będę walczył do ostatniego kilometra – zapewnia Sonik, któremu do utrzymania pierwszego miejsca w PŚ zabrakło 5 minut i 22 sekund.
Na pustyni Atacama obrońca trofeum zajął czwartą pozycję. To świetny wynik, biorąc pod uwagę, że przez pięć dni rywalizacji w Chile musiał się zmagać nie tylko z bólem kontuzjowanego kolana, ale i nieprecyzyjnym sprzętem. Awaria metromierza (urządzenie przeliczające prędkość na dystans), przez którą zbyt szybko wjeżdżał w strefę ograniczonej prędkości, kosztowała go duże kary czasowe.
– Oczywiście pojawia się frustracja i niedosyt, bo detal sprawił, że spadłem na drugą pozycję w klasyfikacji generalnej. Mam jednak świadomość, że ta sytuacja mogła mnie kosztować dużo więcej. Gdyby przede mną była niebezpieczna przeszkoda, a nie byłbym świadomy jej bliskości, skutki byłyby zdecydowanie gorsze niż utrata podium – przyznał Sonik.
Do nowego lidera, Peruwiańczyka Alexisa Hernandeza, Polak traci dwa punkty, a tuż za plecami Sonika jest Holender Kees Koolen (punkt straty).
Kto wie, czy końcówka rywalizacji nie będzie równie emocjonująca jak w 2012 roku, kiedy o triumfie w Pucharze Świata zadecydowała minuta różnicy na ostatnim odcinku specjalnym sezonu. W Rajdzie Faraonów szybszy od Sonika okazał się wówczas jego uczeń Łukasz Łaskawiec. – To wspaniały, historyczny dzień. Polacy rządzą w świecie motorowym, wśród quadowców nie ma na nas mocnych – cieszył się krakowianin z sukcesu młodszego kolegi.